W domu Rudkiewiczów na warszawskiej Saskiej Kępie nie ma kosztownych mebli, wybitnych dzieł sztuki ani bibelotów. Jest za to jasna, dobrze oświetlona przestrzeń, dużo książek i płyt z muzyką, a także zadbany ogród. Wszystko zorganizowane tak, żeby łatwo było utrzymać ład, cieszyć się wygodą. Wiele sprzętów Tomek wykonał własnoręcznie.
Jego córka Weronika wspomina, że rodzice zawsze byli twórczy i zaradni: – W latach 80., kiedy wszyscy mieli meblościanki, u nas były półki własnej produkcji. Mama, graficzka, wymyślała wzory tapet i sama je produkowała, pięknie dobierała kolory. Na początku pobytu w Finlandii rodzice kupowali rzeczy niedrogie i przerabiali je – zyskiwały wtedy inny wymiar. Często coś powstawało z niczego, spontanicznie.
Powrót do korzeni
Dom na ulicy Czeskiej jest również pełen wspomnień z dzieciństwa Tomka – kilkadziesiąt lat temu mieszkał zaledwie kilka ulic dalej. Tutaj wpadał do przyjaciela ze szkolnej ławki, Józia Kozińskiego. To od niego w 2012 r. odkupił kamienicę zaprojektowaną przed wojną przez jego ojca, architekta Stefana Kozińskiego. Budynek był bardzo zniszczony, ucierpiał podczas bombardowań. Okazało się jednak, że ma mocną podmurówkę. Podczas ulewnych deszczów woda nie zalewała piwnic. Po gruntownym remoncie jest fantastycznie ciepły. Rekuperacja, dobre okna i nawet nie trzeba było opatulać murów z zewnątrz. Całe szczęście, bo mieli opory przed okładaniem cegły styropianem.
Układ wnętrz trzeba było wymyślić od początku, by uwolnić przestrzeń. Za to w detalach starali się uratować z historii jak najwięcej – zachowali mnóstwo mebli z lat 30., odnowili dębowe schody, balustradę oraz klepkę, którą zaimpregnowali olejem lnianym.