Rankiem 30 sierpnia 1877 r., podczas trzeciego szturmu w bitwie pod Plewną, jeden z oddziałów rumuńskiej piechoty zdobył na wrogu sporo sprzętu wojennego – m.in. turecką armatę kalibru 90 mm wyprodukowaną w fabryce zbrojeniowej w Berlinie. Po bitwie armata została przewieziona do Bukaresztu jako zdobycz wojenna i nikt wtedy nawet nie przypuszczał, że odegra ona w historii kraju jeszcze bardziej symboliczną rolę.
Cztery lata później, wiosną 1881 r., niepodległa już Rumunia stała się królestwem. I właśnie wtedy na scenę powróciła owa osmańska armata. Projektowana dla władcy korona mogła być zrobiona ze złota – wiadomo przecież, że jest to surowiec preferowany przez wszystkie rodziny królewskie na świecie. Również Rumunia mogła sobie na to pozwolić, ponieważ miała wystarczające rezerwy szlachetnego kruszcu. Jednak na życzenie Karola z końca lufy owej zdobytej armaty, która symbolizowała teraz zwycięską potyczkę pod Plewną, zostały odcięte trzy kawałki, z których jeden miał się stać rumuńską koroną królewską. Stalowe fragmenty zostały przetworzone przez rzemieślników Wojskowego Arsenału w Bukareszcie.
Korona miała kształt koła ze stali, z którego wyrasta osiem ornamentów w formie kwiatów, ozdobionych kamieniami szlachetnymi. Symbolika tego dzieła sztuki była bardzo jasna: miała przekazywać przyszłym pokoleniom, że niepodległość kraju została zdobyta w walce i że wolność jest cenniejsza niż złoto. Stalowa korona króla Karola I i stosunkowo skromna złota korona królowej Elżbiety zostały poświęcone w Katedrze Patriarchalnej Rumunii, a potem uroczyście nałożone na głowy króla i królowej 10 maja 1881 r. podczas nadzwyczajnego posiedzenia w Sali Tronowej Pałacu Królewskiego.
Korona Karola I pojawia się jeszcze raz na kartach historii Rumunii przy okazji innego ważnego wydarzenia.