Historyczna umiejętność przetrwania. Język rumuński jest językiem romańskim, ale Rumunia leży daleko na wschód od obszaru romańskiego, w przeszłości prości ludzie mówili językiem, który miał łacińskie korzenie, ale w cerkwi obrządku wschodniego słuchali nabożeństw w starosłowiańskim na dworze hospodarskim zaś, poza językiem wernakularnym (rodzimym, codziennym), używało się obcej mowy (w różnych wiekach to były różne języki słowiańskie, nowogrecki, rzadko łacina, na koniec francuski). Wołoszczyzna i Mołdawia właściwie od początku pozostawały pod obcymi wpływami: węgierskimi, polskimi, tureckimi, rosyjskimi, ale elita bojarska nigdy nie zrezygnowała z poczucia odrębności, a przypadki porzucenia własnej kultury na rzecz obcej były rzadkie (mołdawscy kronikarze z bojarskim rodowodem w XVI–XVII w. mieli polskie indygenaty – nadane szlachectwa, ale nie dali się spolonizować).
Świadomość narodowa, określenia rumuński i Rumunia jako nazwa państwa to część historii już XIX-wiecznej, ale wcześniejsze wieki lud mówiący językiem wschodnioromańskim przetrwał, nie dając się zmadziaryzować, sturczyć ani zrusyfikować. Filozof Emil Cioran nienawidził w swoim narodzie tej historycznej umiejętności wegetacji, przetrwania, ale gdyby nie ona, to on sam urodziłby się nie tylko jako poddany austro-węgierski, ale być może jako Wołoch siedmiogrodzki mówiący po węgiersku. Filozof zżymał się na nieumiejętność Rumunów dookreślenia własnej podmiotowości i narzucenia innym własnej woli, i miał w tym rację. W młodości Cioran był radykałem i w swoich esejach sugerował, że naród bez siły przebicia i zdolności przeciwstawienia się obcym nie powinien istnieć. Na szczęście jego przodkowie uważali inaczej, hołdując zasadzie, że miecz nie ścina głowy pochylonej (capul plecat sabia nu-l taie).