Twardy antykomunista. Już pierwsza konferencja prasowa prezydenta omal nie doprowadziła do międzynarodowego skandalu. Ronald Reagan spytany, czy zamierza kontynuować politykę odprężenia w relacjach z Moskwą, wypalił: „Jak dotąd odprężenie służyło wyłącznie Związkowi Sowieckiemu do realizacji jego politycznych planów. Nie znam żadnego sowieckiego przywódcy, który nie powtarzałby, że jego celem jest światowa rewolucja komunistyczna, i nie deklarował, że dla osiągnięcia tego celu gotów jest popełnić każdą zbrodnię, kłamać i oszukiwać. Komuniści nie znają innej moralności”. Anatolij Dobrynin, ambasador sowiecki w Waszyngtonie od 1962 r., wspominał: „Pierwsza kadencja Reagana była najgorszym i najbardziej nieprzyjemnym doświadczeniem w mojej karierze”.
Druga połowa lat 70. to okres bezprecedensowego osłabienia Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Ledwie kraj otrząsnął się z szoku związanego z kryzysem naftowym i rezygnacją Nixona, gdy świat obiegły zdjęcia z ewakuacji amerykańskiej ambasady w Sajgonie. Upadek Wietnamu Południowego oznaczał klęskę Waszyngtonu, który nie zdołał obronić sojusznika przed sprzymierzeńcami Moskwy. Cztery lata później rewolucja w Iranie obaliła rządy proamerykańskiego szacha. W tym samym roku doszło do sowieckiej inwazji w Afganistanie, która – jak wówczas sądzono – trwale poszerzyła rosyjską strefę wpływów w Azji. Nieudana próba odbicia amerykańskich zakładników z ambasady w Teheranie postawiła pod znakiem zapytania reputację USA jako supermocarstwa. „Wielu z nas z głębokim niepokojem patrzy na kryzys, w jakim pogrążona jest nasza polityka zagraniczna, na upadek naszego prestiżu w świecie, na słabość naszej polityki bezpieczeństwa” – mówił Reagan w przedwyborczej kampanii.