Park Chung-hee (1917–79), prezydent Korei Południowej
Park Chung-hee, zastrzelony prezydent Korei Południowej
Wieczorem tego dnia prezydent gen. Park Chung-hee wydał uroczystą kolację w restauracji w centrum Seulu. Był w dobrym nastroju: wcześniej wziął udział w przecinaniu wstęgi na nowej budowie falochronu w mieście Asan. Kraj rozkwitał pod surową, ale sprawną ręką starego wojskowego i chociaż państwem wstrząsały robotnicze protesty, Park miał powody do zadowolenia.
Na kolację zostali zaproszeni trzej najbliżsi współpracownicy: główny sekretarz Kim Gye-won, szef służb bezpieczeństwa Cha Ji-cheol oraz szef wywiadu Kim Jae-gyu. O godz. 18.05 prezydent i Cha dotarli do restauracji pilnowanej przez pracowników agencji wywiadu. Cha nie miał ze sobą broni. Usiadł po lewej stronie prezydenta; po prawej zajął miejsce sekretarz. Podczas kolacji prezydent ostro rugał Kim Jae-gyu, swojego wieloletniego współpracownika i zaufanego człowieka: „Moje rozczarowanie tobą rośnie z dnia na dzień. Dlaczego nie możesz nic zrobić z protestami w Busan, mimo wszystkich pieniędzy, które ci dałem? Co masz tym razem na swoje usprawiedliwienie?”.
Kim Jae-gyu siedział w milczeniu. Pił dużo, chociaż zwykle tego unikał (miał chorą wątrobę), więc alkohol uderzył mu do głowy. Ok. 19.40 nie wytrzymał i wstał, miotając obelgi. W ręce trzymał pistolet – służbowego Waltera PPK. „Idź do piekła, skurwysynu!” – krzyknął. Strzelił najpierw do Cha, trafiając go w prawe ramię. Potem odwrócił się w stronę prezydenta: „Ty też możesz iść do piekła!” – wrzasnął i strzelił mu w pierś. W tym momencie zaciął się pistolet. Kim wybiegł z pomieszczenia i odebrał broń jednemu ze zdezorientowanych podwładnych. Znalazł Cha, który próbował się ukryć w toalecie, i strzelił mu w pierś. Potem dopadł dyktatora, który zakrwawiony, ale jeszcze żywy siedział na krześle, i strzelił mu z bliska w głowę.