Filtr nostalgii. W klubach politycznych, salonach i na nieogrzewanych poddaszach zamieszkiwanych przez wojennych i powojennych emigrantów, ale też w krajowych nocnych rodaków rozmowach niemal natychmiast po klęsce wrześniowej zaczął się kształtować nostalgiczny obraz społeczeństwa Polski Odrodzonej.
Jego centrum był stolik w Ziemiańskiej, przy którym rozprawiano o kulturze i polityce. Po zamknięciu kawiarni udawano się (wiadomo), najlepiej konno, do niedalekiej Adrii, gdzie w towarzystwie pięknych pań, książąt krwi, ministrów i prezesów spędzano czas do białego rana. Bohaterowie tych opowieści, nawet mocno podchmieleni, byli szarmanccy i rycerscy. Gdy trzeba, bronili honoru mundurów i dam w pojedynkach. Rano, dziarscy mimo kaca i ran odniesionych w starciach na pistolety lub szable, oddani ojczyźnie ministrowie, oficerowie, inżynierowie i dyrektorzy udawali się do pracy (polskim fiatem lub motocyklem sokół) wzmacniać złotówkę, budować Gdynię, Mościce, COP, projektować najlepsze na świecie rusznice przeciwpancerne i samoloty, łamać niemieckie szyfry wojskowe. Jeśli w związku ze służbą ojczyźnie któremuś zdarzyło się przez nieuwagę wziąć, co nie jego, lub uchybić godności urzędu – strzelał sobie w łeb...
Mitologizacją objęto nie tylko środowiska ziemiańskointeligenckie. Koleje i kolejarze byli najlepsi na świecie, zwłaszcza luxtorpeda. Przedwojenni fachowiec i robotnik znali się na tym, co robili. No i zarabiali tyle, że starczyło na godne życie. Nawet Żyd – kupiec i rzemieślnik, ale też często lekarz – był rzetelny i uczciwy. Gdyby tylko nie ci lichwiarze i kamienicznicy…
Przeciwstawiana codzienności emigracyjnego getta i szarości socjalistycznego realu II Rzeczpospolita ze wspomnień opanowała zbiorową świadomość Polaków tak bardzo, że po dziś dzień powiedzenie „jak przed wojną” oznacza dla wielu „tak, jak być powinno”.