Związek multietniczny. Gdy książę Harry (właściwie Henry Charles Albert David) i Meghan Markle ogłosili publicznie w 2016 r., że są parą, odzew na świecie był entuzjastyczny. On słynął z niesubordynacji, czym zaskarbił sobie sympatię przynajmniej części opinii publicznej, ona jako rozwódka, popularna aktorka i Amerykanka o mieszanych korzeniach nie była typową królewską wybranką. Razem stworzyli bardzo nowoczesny, multietniczny związek, jakich wiele wśród ich rówieśników, ale nie w dziejach brytyjskiej monarchii. Dla imperium to była szansa, żeby zbliżyć się do poddanych, niejako zeświecczeć i wykazać tolerancją. Tyle że książę i przyszła księżna od początku deklarowali, że zamierzają żyć tak normalnie, jak to możliwe, co zwiastowało kłopoty, a z czasem liczne formalne komplikacje. Ich buńczuczna postawa podobała się w USA, na Wyspach Brytyjskich mniej.
Ślub dla milionów. Wspólną decyzją Harry i Meghan postanowili odstąpić od wykonywania królewskich obowiązków, co zakomunikowali już rok po ślubie, zawartym jeszcze z właściwym rozmachem i na oczach kamer 19 maja 2018 r. Ceremonia przyciągnęła przed ekrany ok. 24 mln widzów w Wielkiej Brytanii, czyli nieco ponad jedną trzecią populacji kraju. Oglądano ją także w USA, zresztą znacznie chętniej niż zaślubiny Williama i Kate siedem lat wcześniej, głównie ze względu na Markle, która ma w Stanach fanów. Ponad 21 mln Amerykanów siadło przed telewizorami, mimo że ceremonię transmitowano za oceanem we wczesny sobotni poranek.
Uroczystość odbyła się w zamku w Windsorze, jak się okazało, nie do końca zgodnie z protokołem i tradycją – po latach para przyznała, że sformalizowała małżeństwo w kameralnych okolicznościach już trzy dni wcześniej.
Pozbawieni tytułów.