Kościół mniej wrogi. Jednym ze sposobów pozyskiwania przez władzę zaufania społecznego mogła być rewizja polityki partii wobec Kościoła. Że jej represyjno-restrykcyjna formuła się nie sprawdza, zdawała sobie sprawę już ekipa późnego Gomułki. Prymas Stefan Wyszyński był dla niej nadal przeciwnikiem numer jeden, lecz w miarę jak narastał kryzys gospodarczo-społeczny, słabła energia do zwalczania Kościoła. W centralnych ośrodkach władzy dawny, motywowany ideologicznie front walki z Kościołem zaczynał ustępować przed podejściem bardziej pragmatycznym. Dostrzeżono, że kierownictwo Kościoła nie skrytykowało antysyjonistycznej rozprawy z inteligencją w marcu 1968 r. ani wejścia polskiego wojska do Czechosłowacji w sierpniu tegoż roku. Podobnie powściągliwie Kościół reagował na wydarzenia w grudniu 1970 r., zapewne w obawie, by władza nie oskarżyła go o potęgowanie napięcia w społeczeństwie. Kościół współczuł cierpiącym, ale apelował, by „nie przysparzać dalszych cierpień”.
Granice normalizacji. Pierwsze publiczne wystąpienie Gierka (ze słynnym adresem „wierzący i niewierzący”) sekretarz episkopatu bp Bronisław Dąbrowski ocenił jako rzeczowe i spokojne. Kościół zajął pozycję wyczekującą, słusznie bowiem zakładał, że zasadniczy cel partyjnej polityki kościelnej się nie zmienia. Jest nim zachowanie kontroli nad Kościołem, a zarazem pozyskanie życzliwości lub przynajmniej neutralności Kościoła względem systemu Polski Ludowej.
Partia nie zrezygnowała z wizji Polski jako kraju, gdzie rola Kościoła i w ogóle religii będzie schodziła na społeczny margines. W elitach PZPR modernizację zwykle wiązano z laicyzacją i deklerykalizacją społeczeństwa. Ekipa Gierka taką właśnie modernizację chciała realizować, tyle że środkami politycznymi i propagandowymi, a w mniejszym stopniu środkami administracyjnego przymusu, szykan czy otwartych represji, jak w pierwszej dekadzie powojennej.