Kompleks niemiecki. Ostfront to niemiecki kompleks. Wojna, której nie musiało być, bo nie chodziło w niej o rewanż za niesprawiedliwie wytyczone granice, lecz o brutalny podbój i o światową hegemonię. Była – zgodnie z dyrektywami Hitlera w sprawie likwidacji bez sądu komisarzy komunistycznych i Żydów – prowadzona w sposób barbarzyński, na wyniszczenie ludności cywilnej i jeńców. Pogardzie wobec „słowiańskich podludzi” towarzyszył paniczny lęk przed dostaniem się do sowieckiej niewoli.
Wojna na Zachodzie w niemieckiej pamięci to wino, kobiety i śpiew w okupowanej Francji. Wojna na Wschodzie to śnieg, mróz, błoto i pył na niezmierzonych przestrzeniach. „Myśmy strzelali, a oni wciąż szli – opowiadał autorowi tego tekstu w latach 60. były niemiecki „landser”. – Padali ławą, ale przychodzili następni. Wreszcie nam karabiny maszynowe się zacinały i wtedy oni wykańczali nas saperkami”.
Ostfront to niemiecka zbrodnia i kara. Militarna, polityczna i moralna katastrofa III Rzeszy. I niemieckie pytania. Dlaczego Hitler się nie powstrzymał przed powtórzeniem losu Napoleona? Dlaczego w 1941 r. nie zadowolił się połową Europy? Dlaczego wyzwał los, dając swym planom wojny z Rosją imię Rudobrodego – cesarza, który ruszył z krucjatą i na niej zginął? Dlaczego Niemcy poszli za szczurołapem z Braunau na podbój świata? Jaka jest wina ojców, dziadków, starszych braci: kryminalna, polityczna, moralna, metafizyczna? W ciągu minionych dziesięcioleci Niemcy zapisali na ten temat miliony stron papieru. Ale dzieła na miarę „Wojny i pokoju” nie stworzyli.
Niemiecka proza o kampanii rosyjskiej 1941–45, pisana na gorąco w czterech strefach okupacyjnych z lat 1945–48, a potem w NRD, Republice Federalnej, a po 1990 r.