Niewystarczające prawo naturalne
XIX w. rozpoczął się od proklamowania praw człowieka w odległych częściach świata – we Francji i na Haiti. Paradoksalnie jednak koniec stulecia wyznaczyło powstanie koncepcji rasistowskich, dostarczających politycznego usprawiedliwienia dla eksterminacji szerokich grup ludności. Wydaje się więc, że w zakresie refleksji nad prawami człowieka myśliciele epoki zatoczyli błędne koło.
Za początek tej innowacyjnej epoki w dziejach ludzkości przyjęło się uważać wybuch rewolucji francuskiej, która – obok wielu zmian torujących drogę politycznej nowoczesności – przyniosła proklamowanie Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela (26 sierpnia 1789 r.). Preambuła owego trudnego do przecenienia aktu rozpoczyna się następująco: „Przedstawiciele narodu francuskiego stanowiący Zgromadzenie Narodowe, sądząc, że nieznajomość, zapomnienie albo pogarda dla praw człowieka stanowią jedyne przyczyny nieszczęść społecznych i upadku rządów, postanowili ułożyć w uroczystej Deklaracji naturalne nieodłączne i święte prawa człowieka”. Co charakterystyczne, słowa te zawierają wyrażone wprost przekonanie o konieczności spisania owych palących kwestii w formie aktu politycznego. Tym samym przesiąknięci ideałami oświecenia autorzy dokumentu uznali, że świeckie prawo naturalne (czyli uniwersalne, fundamentalne i niezbywalne) będzie w wystarczający sposób chroniło jednostkę tylko wtedy, gdy uzyska formę skonkretyzowanych i wyrozumowanych zapisów.
Wynikają stąd dwa ważne wnioski. Pierwszy: kwestia praw człowieka jako problem natury filozoficznej i politycznej nie pojawiła się wraz z rewolucją francuską. Przeciwnie – refleksję w tej sferze rozwijano od starożytności, także poza Europą. Drugi: szybko okazało się, że – mimo doniosłości, którą aktowi ogłoszenia dokumentu nadawali jego najzagorzalsi zwolennicy – deklaracja zrodziła szereg problemów.