Pod koniec V w. posłowie powracający z dworu burgundzkiego króla Gundobada przywieźli królowi Franków wieść o bratanicy owego władcy. Wedle św. Grzegorza z Tours, wielkiego historyka epoki Merowingów, dziewczyna była mądra, pełna wdzięku i z królewskiego rodu. Chlodwig (pan. 481–511) natychmiast postanowił ją poślubić, co nie było oczywistą decyzją, ponieważ rodzice panny zostali zamordowani przez jej stryja Gundobada, a jedyna siostra wychowywała się na wygnaniu. Małżeństwo zostało jednak zawarte w 492 r. i wkrótce wyszło na jaw, że nowa żona Chlodwiga jest gorliwą chrześcijanką.
Wiara burgundzkiej królewny nie była władcy Franków obca, bo wyznawało ją wielu członków merowińskiej arystokracji. Miał w swoim otoczeniu także arian, wyznawców heretyckiej doktryny potępionej przez sobór w Konstantynopolu (381 r.). Możliwe, że wybór żony zdradzał sympatie religijne Chlodwiga. Na pewno ślub chrześcijanki z poganinem nikogo nie gorszył: św. Paweł bronił nierozerwalności tych związków, argumentując, że niewierzący mąż jest uświęcany przez wierzącą żonę.
Ponoć już podczas nocy poślubnej Klotylda zaczęła pracować nad uświęceniem męża. Bez skutku. Wojowniczy władcy barbarzyńscy wczesnego średniowiecza, wychowani w kulturze ceniącej waleczność, tężyznę bitewną, honor i zemstę, uważali chrześcijaństwo za religię słabych i pokonanych. Chrystus, co tu kryć, nie rozniósł Rzymian, tylko umarł na krzyżu. Dlatego Chlodwig nie był zachwycony, kiedy Klotylda postanowiła ochrzcić ich pierwszego syna. Na dodatek niemowlę zmarło, zanim zdjęto z niego chrzcielną szatę, co do reszty rozjuszyło króla. Ale Klotylda miała szczęście – nadal rodziła chłopców. Na jej prośbę kolejny syn również został ochrzczony i natychmiast ciężko zachorował. Królowa tak żarliwie modliła się o jego zdrowie, że uzdrowienie dziecka Kościół uznał za cudowne.