Dziennik cywila
Niepublikowane zapiski z powstania warszawskiego
1 sierpnia, wtorek. Od rana nastrój naprężenia, coś wisi w powietrzu, całe rano trwa jeszcze pakowanie i wynoszenie rzeczy do piwnic. Koło południa zabieramy się z Andzią [Anna Kołaczkowska, niania córki] do pieczenia chleba i ciasta. Placki pieką się już przy akompaniamencie strzałów. Potem pierzemy i pieczemy chleb. Pierwsza blacha chleba szczęśliwie wyjęta, druga idzie do pieca – po piętnastu minutach gaśnie gaz, a kanonada wzrasta do tego stopnia, że idziemy do piwnicy. W piwnicy w czasie okropnej kanonady siedzimy do rana. W bramie naszej jest punkt oporu, biją w nas działa z Wybrzeża [nad Wisłą].
2. środa. Wyruszamy rano na Freta, nocujemy na Freta i robimy tylko wypady na Brzozową po żywność.
3. czwartek. W dalszym ciągu na Freta (…), wypogadza się i zaczynają się naloty – siedzimy w piwnicy, a od czasu do czasu wypady na Brzozową (…).
4. piątek. Jesteśmy na Freta – sytuacja ciągle ta sama.
5. sobota. Rano byłam na mszy w katedrze. Ludzi mało – płaczą wszyscy. Po drodze spotkałam uciekinierów z Krak[owskiego] Przedm[ieścia], pogorzelców. Pali się tam ciągle. Była piękna noc księżycowa – spaliśmy na górze mimo strzelaniny. Jest piękny dzień słoneczny, obiad zjedzony – komunikat przeczytany. Nastrój niewesoły. Jeszcze tylu Niemców w Warszawie – tyle punktów oporu, a ci tak zwani obrońcy, bolszewicy, milczą – nie przychodzą oswobodzić. Oni jak oni, dlaczego milczy Anglia? Nasi za granicą – dlaczego nie przylatują? Nastrój opada, serca bolą o bliskich, czy damy radę. Jesteśmy wszyscy na Freta, są tam jednak nastroje tragiczne, szczególnie w najbliższym otoczeniu. Brak wiary, narzekania i tak tragiczna głupota, aż podrywa człowieka.