Potentaci. Przed I wojną światową znakomita większość najbogatszych rodzin Cesarstwa Niemieckiego mieszkała na Górnym Śląsku. Listę potentatów otwierali spadkobiercy króla stali i armat Alfreda Kruppa, ale tuż za nim szła przemysłowa arystokracja: Guido Henckel von Donnersmarck z krewniakami, Ballestremowie, Schaffgotschowie, Hohenlohe-Ohringen, Hochbergowie i Tiele-Wincklerowie.
Interesów ciut uboższych spadkobierców Jerzego Gieschego strzegła jedna z najpotężniejszych w Europie spółek przemysłowych – Georg von Giesches Erben – z siedzibą od 1860 r. we Wrocławiu. Fortuna Baildonów pączkowała na Śląsku od końca XVIII w. za sprawą szkockiego inżyniera Johna Baildona i stała się wzorem imperium tworzonego pieczołowicie jedynie ze służby państwowej; inni potentaci, ziemianie z dziada pradziada, mieli wprawdzie ułatwiony finansowy start w przemysłowym biznesie, jednak swoje inwestycyjne decyzje, ryzykowne, choć najczęściej trafione – podejmowali z duszą na ramieniu.
O ile Górny Śląsk na fali XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej hulał pełną parą napędzany przemysłem ciężkim, to Dolny, prócz górnictwa i koksownictwa, podpierał się jeszcze tkactwem i włókiennictwem, z największym europejskim ośrodkiem przemysłowym w trójkącie Bielawa–Dzierżoniów–Pieszyce. Niebawem doszedł przemysł spożywczy, z pierwszą na świecie cukrownią buraków w Konarach k. Środy Śląskiej.
W tej bogatej, pełnej wyzwań krainie, zasobnej uśpionymi od wieków podziemnymi skarbami – król był jeden. Węgiel. Śląsk stał się na przełomie XIX i XX w. przemysłowym potentatem Europy. Spełniły się sny o potędze. A było to tak…
Skarby ziemi. Sypnęło w tę ziemię cennymi skarbami – srebrem, ołowiem, galmanem (rudą cynku), a na zachodzie, w pasie Sudetów i na Przedgórzu – dodatkowo złotem i miedzią.