Ambicje patrycjatu. „Tylko zwierzęta żyją na wsi” – odnotował toskańskie przysłowie syn florenckiego notariusza i handlarz zbożem Paolo da Certaldo w diariuszu z XIV w. Dla ówczesnych mury miejskie zakreślały granice cywilizowanego świata. W miastach żyło się w ścisku i na oczach sąsiadów, rywalizując o zyski, urzędy, prestiż. Lecz miasta budziły lojalność, a ich mieszkańcy mieli poczucie dumy, odpowiedzialności za wspólnotę i zapragnęli ów miejski patriotyzm wyrażać. Włoscy patrycjusze w przeciwieństwie do arystokratów nie nawykli do przepychu i ostentacji. Nie cenili atrybutów rycerskiego życia – psów, koni, mieczy. Nawet niezmiernie bogaty florencki kupiec Giovanni Rucellai miał jedynie ośmioro sług. Jemu podobni odkryli, że o ich wielkości oraz szacownym pochodzeniu może zaświadczać architektura oraz inne rodzaje sztuk.
Renesans najmocniej wybrzmiał w czterech miastach: Florencji, Rzymie, Wenecji i Mediolanie. Początkowo (pomiędzy 1250 a 1350 r.) największymi patronami były komuny miejskie i to Siena zlecała najwięcej prac. Patronat miejskich republik miał zrazu charakter religijny. Budowanie i ozdabianie świątyń należało do europejskiej tradycji, a kupcy i bankierzy wczesnego renesansu świetnie znali słowa Jezusa o bogaczu, któremu trudniej dostać się do królestwa niebieskiego niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne. Toteż uposażali klasztory, upiększali kościoły i okazywali miłosierdzie, dowodząc pobożności, a zarazem oczyszczając się z grzechu chciwości i lichwy.
Na początku XV w. miejskie elity wzbogaciły się na handlu i obrocie pieniądzem wystarczająco, by odkryć rozkosze patronatu na wielką skalę. Giovanni Rucellai napisał w dzienniku: „Przez pięćdziesiąt lat nie robiłem nic innego oprócz zarabiania i wydawania pieniędzy, i stało się dla mnie jasne, że wydawanie pieniędzy daje więcej przyjemności niż zarabianie”.