W poprzednim tygodniu zmiana taktyki Niemców i zła pogoda obniżyły skuteczność RAF. Obrońcy zajmowali złe pozycje, a ich ataki nie były skoordynowane. Potwierdzały to doniesienia niemieckiego wywiadu lotniczego o wyczerpaniu RAF. Wydawało się, że jedno mocne uderzenie da przewagę w powietrzu niezbędną do inwazji.
Po dwóch dniach złej pogody 15 września zapowiadał się bezchmurnie. Luftwaffe zaplanowała dwa naloty: około południa na węzeł kolejowy w Battersea i po południu większy nalot na doki i magazyny we wschodnim Londynie. Dzień zaczął się spokojnie, ok. 9.00 piloci 87. dywizjonu zestrzelili He 111 rozpoznania meteorologicznego, ale polowania na dorniery fotografujące Anglię skończyły się fiaskiem. O 10.10 wystartowały dwa dywizjony KG 26 (objaśnienia skrótów na mapie) – łącznie zaledwie 25 Dornierów Do 17. W dowództwie 11. grupy myśliwskiej panowało lekkie zamieszanie – z krótką wizytą w Uxbridge zapowiedział się premier Winston Churchill z żoną. Powitany przez Keitha Parka, dowódcę grupy, o 11.00 zajął miejsce na galerii w sali operacyjnej – opuścił je dopiero późno po południu. Chwilę później, o 11.04, na stole sytuacyjnym pojawił się pierwszy znacznik wykrytej przez radar niemieckiej formacji. Nad Calais do bombowców dołączyły JG 27 i JG 52 z zadaniem wymiatania (torowanie drogi bombowcom poprzez niszczenie napotkanych myśliwców przeciwnika) oraz JG 3 i JG 53 do bezpośredniej osłony – razem 150 Me 109. Angielski brzeg kanału wyprawa przekroczyła dopiero o 11.36. W tej samej chwili z Calais-Marck wystartowało 21 myśliwsko-bombowych Me 109 z LG 2.
Park poderwał pierwsze dywizjony o już o 11.05: 72 i 92 z Biggin Hill dziesięć minut później zaatakowały wroga nad Canterbury. W ciągu 20 minut w powietrzu znalazły się kolejne dywizjony: 229, 303, 253, 501, 17, 73, 603, 257, 504, 609, tzw.