Tekst ukazał się w nowym Pomocniku Historycznym „Niepodległość 1918”, dostępnym od 29 sierpnia w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.
***
Dwa plany. Obaj byli autorami dwóch wielkich planów walki o własne państwo. Obaj przez ćwierć wieku kierowali codzienną aktywnością swoich obozów i bez reszty poświęcali się rozgrywce z zaborcami, kiedy historia przyśpieszała, zmuszając do podejmowania ryzykownych decyzji. Obaj, kiedy trzeba, szli pod prąd oczekiwań większości społeczeństwa, dopiero z czasem pozyskując je dla swoich dalekowzrocznych planów.
Przez prawie ćwierć wieku, aż do wiosny 1917 r., ich koncepcje i działania wzajemnie się wykluczały. Piłsudski, śladem kilku pokoleń powstańczych, stawiał na walkę zbrojną z Rosją, w której upatrywał największe zagrożenie dla Polski. Dmowski nie tylko nie wierzył w czyn militarny, ale widział w nim detonator narodowej katastrofy. Rozumiał, że zbrojne wystąpienie przeciwko Rosji musi szukać sprzymierzeńca w Wiedniu i Berlinie, a on właśnie w Niemczech widział śmiertelnego wroga polskości. Był przekonany, że Polacy własnymi siłami nie oprą się nawale germanizacji i jedynym ratunkiem jest dla nich sojusz z Rosją. Nie wojować z nią chciał, lecz sprzymierzyć, a to wymagało przekreślenia całej tradycji powstańczej. Szansę odrodzenia upatrywał w przemianach wewnętrznych i pomnażaniu polskiej substancji narodowej. Dzięki płynącej z niej sile zamierzał wymuszać na Rosji i jej europejskich sojusznikach kolejne ustępstwa, najpierw samorząd i autonomię, a z czasem własne państwo.
Obydwaj politycy, a jeszcze bardziej ich zwolennicy, nie szczędzili sobie najostrzejszej krytyki, zarzucając nawzajem brak odpowiedzialności i staczanie się na drogę narodowej zdrady. Jednak z dziejowej perspektywy nie ulega wątpliwości, że gdyby którejś z tych dwóch wielkich postaci zabrakło, walka o własne państwo, a zwłaszcza jej ostateczny finał, wyglądałaby inaczej. Na pewno mniej korzystnie dla Polaków. Na szczęście, kiedy jesienią 1918 r. na dziejowej szachownicy pojawiła się rzadka szansa wygrania partii przez Polaków, rozgrywkę prowadziło tych dwóch znakomitych mistrzów.
W nowych warunkach międzynarodowych, wyłaniających się od wiosny 1917 r., porzucili oni dawną rywalizację i wzajemnie dopełniali posunięciami. Metamorfozę umożliwił fakt, że wcześniejszej niezgody nie dyktowało partyjne zacietrzewienie czy chorobliwe ambicje osobiste. Była efektem odmiennego odczytywania sytuacji, zwłaszcza koniunktur międzynarodowych, i brała się z chęci jak najlepszego rozegrania sprawy polskiej.
Dwa światy. Obydwaj należeli do pokolenia niepokornych. Dmowski urodził się w 1864 r.; Piłsudski w 1867 r. Wzrastali w diametralnie innych warunkach, które odcisnęły się na ich przyszłych politycznych wyborach. Dmowski był synem kamieniarza z podwarszawskiego Kamionka, gdzie siły absorbowało mozolne zdobywanie środków na życie i gdzie bieda doskwierała na równi z narodową niewolą. Te dziecięce obserwacje złożyły się na późniejsze przekonanie o tym, jak wielką pracę trzeba wykonać, aby z ludzi pochłoniętych zmaganiem się z trudnymi warunkami życiowymi uczynić patriotów gotowych do przeciwstawienia się obcej władzy.
Piłsudski wychował się w zamożnej ziemiańskiej rodzinie na Litwie, której obcy był materialny niedostatek. Radość życia psuła mu upokarzająca podległość Moskwie, która po porażce powstania styczniowego rządziła Kresami Wschodnimi wyjątkowo okrutnie. W tych warunkach marzenie o kolejnym zrywie zbrojnym było wręcz odruchowe, a dodatkowo podsycała je patriotyczna atmosfera panująca w domu.
Na świat dziecięcych wyobrażeń nałożyły się dalsze, odmienne życiowe doświadczenia obydwu młodych ludzi. Piłsudski otarł się o przygotowania do nieudanego zamachu na cara Aleksandra III. Tak naprawdę nie miał pojęcia o spisku, ale jedynie na prośbę starszego brata Bronisława, który, studiując w Petersburgu, związał się z rosyjskimi rewolucjonistami, służył za przewodnika po Wilnie jednemu z konspiratorów. Kiedy w śledztwie wyszło na jaw, że jego wileński gość kupował produkty niezbędne do skonstruowania bomby na cara, młody Ziuk został skazany w 1887 r. na pięcioletnie zesłanie na Syberię. Zsyłka zahartowała go i trwale przeciwstawiła carskiemu reżimowi. Po powrocie w 1892 r. do Wilna naturalnym wyborem była dalsza walka.
Socjalizm Piłsudskiego. Podjął ją w szeregach Polskiej Partii Socjalistycznej, założonej kilka miesięcy wcześniej na emigracji i stawiającej właśnie pierwsze kroki w kraju. Został socjalistą, ale to nie priorytetowe dla tego ruchu kwestie socjalne absorbowały go najbardziej. Cenił PPS za dążenie do odbudowania niepodległej Polski, a w socjalizmie widział szansę wyjścia z zaklętego łańcucha niemocy, który dusił ideę walki wyzwoleńczej po załamaniu się podstawowych filarów, na których się ona wspierała.
Jednym z tych filarów było wskazanie sojuszników na arenie międzynarodowej, drugim zapewnienie szerokiego polskiego zaplecza insurekcji. W dotychczasowych programach powstańczych w roli sojuszników widziano demokratyczne państwa Zachodu, w pierwszej kolejności Francję, zainteresowaną zablokowaniem europejskiej ekspansji rosyjskiego absolutyzmu. Zaś żołnierzami niepodległości mieli być chłopi, obdarzeni przez powstańczy rząd ziemią, broniący własnych gospodarstw i całej ojczyzny.
Obydwa te filary roztrzaskał rozwój wydarzeń w drugiej połowie XIX w., usuwając grunt pod tradycyjnym programem irredenty. Wydawało się, że dla orężnej walki z zaborcami już znikąd nie może być ratunku. Nadzieję na rozbicie tej podwójnej skorupy niemożności zdawał się nieść dopiero socjalizm. Zapowiadana rewolucja miała zburzyć dotychczasowy układ sił w Europie, stojący na straży rozbiorów. Zaś wiara w siłę zbuntowanych proletariuszy pozwalała z optymizmem myśleć o nowych rzeszach bojowników, zapełniających szeregi powstańczej armii.
Plan starcia z caratem. Dla tej perspektywy Piłsudski całą duszą związał się z socjalizmem i bez reszty oddał działalności w jego szeregach. Zauroczenie tym ruchem dotyczyło wyłącznie jego nurtu niepodległościowego, reprezentowanego przez PPS. Socjaldemokratycznych radykałów z SDKPiL, głoszących hasła antyniepodległościowe, miał w głębokiej pogardzie i zwalczał bez pardonu.
Plan starcia z caratem wydawał się prosty i skuteczny zarazem. Rozstrzygający atak miał nastąpić w chwili, kiedy rewolucja sparaliżuje Europę i Rosję. Entuzjazm jej polskich uczestników winien umożliwić PPS wydanie wielkiej wojny caratowi, który nie będzie w stanie sprostać rewolucyjnemu impetowi ludu, tym bardziej że dodatkowo osłabi go bunt rosyjskich proletariuszy. Kierowana przez Piłsudskiego PPS czekała na ten moment, koncentrując się na bieżącej działalności wśród robotników, organizującej ich do przyszłej walki.
Tężyzna narodowa Dmowskiego. Diametralnie odmienne były poglądy i plan działania Dmowskiego. W znacznej mierze przesądziła o tym jego droga życiowa, kontrastująca z doświadczeniami Piłsudskiego. Kiedy syberyjski zesłaniec przeistaczał się w wiecznego spiskowca, Dmowski jako student Uniwersytetu Warszawskiego przesiąkał realizmem warszawskiego pozytywizmu. Nie bez znaczenia był fakt, że studiował nauki przyrodnicze, skłaniające do twardego chodzenia po ziemi.
Inna filozofia życiowa sprawiła, że już w tym okresie szansę odrodzenia Polski upatrywał on nie w zrywie zbrojnym, lecz w maksymalnym upowszechnieniu i natężeniu więzi narodowej. Stanowisko to wyłożył w wydanej w 1893 r. broszurze „Nasz patriotyzm”, stanowiącej wyznanie wiary dopiero co założonej Ligi Narodowej, której został liderem. „Każdy czyn Polaka – deklarował – bez względu na to, gdzie jest dokonywany i przeciw komu skierowany, musi mieć na widoku interesy całego narodu”. Owe interesy to nie od razu pełna suwerenność, bo to miraż, ale przede wszystkim uświadomienie rodakom ich odrębnych niż zaborcze celów politycznych, gospodarczych i kulturalnych. To także konieczność prowadzenia o nie codziennej walki.
Takim dążeniom hasła powstańcze tylko szkodziły. „Program powstaniowy – tłumaczył Dmowski – szerzony w społeczeństwie doprowadzić może tylko do buntów, mniej lub bardziej rozległych, w których naród masowo będzie się pozbawiał najlepszych sił swoich, pozwalając najcenniejszą krew upuszczać sobie strumieniami. Z drugiej strony program powstaniowy wyrządza wielką szkodę, wskazując ludziom walkę w dalszej przyszłości i sprawiając, że oczekują oni, aż wybije godzina, kiedy tymczasem dziś trzeba walkę prowadzić. Ileż to jest ludzi, którzy czekają na rewolucję jutra, zamiast robić dzisiaj rewolucję nieustającą”.
Naród miał zawierzyć nie powstaniu, ale codziennej aktywności pomnażającej jego siły. Na pierwszy rzut oka przypominało to hasła pracy organicznej głoszone przez pozytywistów. Zasadniczo inny był jednak sens polityczny obu wskazań. Pozytywistom chodziło o awans cywilizacyjny wszystkich mieszkańców ziem polskich, bez względu na ich narodowość, zaś Dmowskiemu – wyłącznie o pomnożenie sił narodu polskiego. Co więcej, chciał to robić w ostrej rywalizacji nie tylko z zaborcami, ale także z innymi narodowościami, w pierwszej kolejności z ludnością żydowską.
W miarę umacniania tężyzny narodowej Polaków Dmowski zamierzał stawiać zaborcom coraz większe żądania polityczne. Mówił o tym program Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego z 1903 r.: „Stawia ono sobie za cel zdobycie w każdym z trzech zaborów stanowiska zapewniającego żywiołowi polskiemu możliwie najwyższą samodzielność narodową, odpowiadającą jego przyrodzonej i historycznej odrębności, jak najszerszy rozwój sił narodowych i wszechstronny postęp ekonomiczny, cywilizacyjny i polityczny, a tym samym zbliżający go do osiągnięcia w przyszłości niepodległego bytu”.
Stosownie do tych wskazań obóz Dmowskiego skoncentrował się na rozlicznych inicjatywach wzmacniających substancję narodową. Zdecydowanie polemizował też z powstańczymi planami PPS. Dmowski krytykował również socjalistów za klasową wizję społeczeństwa, przeciwstawiającą sobie poszczególne jego grupy, co było nie do pogodzenia z narodową solidarnością, stanowiącą niezbędny warunek skutecznego konfrontowania się z innymi narodami, w tym z zaborcami.
1905 r.: pierwsze starcie. Pierwszym sprawdzianem dla dwu programów wybijania się na niepodległość był 1905 r. Jest on w polskiej narodowej pamięci zdecydowanie niedoceniony, a tak naprawdę stanowił generalną próbę przed ostatecznym odbudowaniem państwa.
Kryzys rozpoczął się wraz z wybuchem wojny rosyjskojapońskiej w lutym 1904 r. Po pierwszych sukcesach japońskich Piłsudski pospieszył z misją do Tokio, aby przekonać Japończyków do poparcia planów powstańczych. Chciał, aby sfinansowali przygotowania do walki, zaopatrzyli PPS w broń oraz utworzyli z jeńców polskiego pochodzenia legion do walki na froncie dalekowschodnim.
W tym samym czasie, z zadaniem storpedowania tych planów, udał się do Tokio Dmowski. Tłumaczył Japończykom, że na ziemiach polskich nie ma warunków do podjęcia walki zbrojnej, a nieudana jej próba przyniesie same szkody. Stracą nie tylko Polacy, na których spadną nowe represje, ale także Tokio, bo Rosja szybko stłumi bunt i przerzuci na Daleki Wschód znaczne siły wojskowe zablokowane do tej pory nad Wisłą. Ta argumentacja trafiła Japończykom do przekonania i odmówili wsparcia planów Piłsudskiego.
Niezależnie od ogromnej różnicy poglądów Piłsudski i Dmowski potrafili się w Tokio spotkać i spędzić długie godziny na politycznej debacie, choć każdy pozostał przy swoim zdaniu. Jednak rozkręcająca się spirala konfrontacji z caratem spotęgowała wzajemny antagonizm. Konflikt sięgnął szczytu, kiedy osłabiony buntem Mikołaj II poszedł na ustępstwa i zapowiedział modernizację monarchii. Dmowski chciał to wykorzystać dla uzyskania autonomii dla ziem polskich i doprowadzenia do pojednania z Rosją. Zwolennicy powstania widzieli w takiej polityce zdradę idei niepodległości. Wzrosło i tak niemałe napięcie, doprowadzając do walk bratobójczych, szczególnie okrutnych w Łodzi. Ich ofiarą padło kilkuset zabitych, a nie mniej potworne było morze nienawiści rozkołysane mordami.
Po paru latach walki bunt został zduszony, ale jego doświadczenia gruntownie przeorały świadomość społeczeństwa, potęgując natężenie patriotyzmu. Był to też ważny sprawdzian dla strategii walki forsowanej przez Dmowskiego i Piłsudskiego.
Plan Dmowskiego. Lider obozu narodowego utwierdził się w przekonaniu, że orężne starcie z zaborcą prowadzi do porażki i szkodliwego upustu polskiej krwi. Jednocześnie ogromna aktywność Polaków zademonstrowana w latach 1905–07 nie tylko w sferze polityki, ale kultury, edukacji i gospodarki, umocniła go w przekonaniu o słuszności pomnażania substancji narodowej. Nie miał już wątpliwości, że taką rywalizację z Rosjanami Polacy wygrają bez większego kłopotu. Bardzo go natomiast martwiła, wręcz przerażała germanizacyjna ofensywa prowadzona w zaborze pruskim, spychająca polskość na coraz gorsze pozycje.
Okrzepło w nim przekonanie, że śmiertelnym zagrożeniem dla polskości jest nie Rosja, lecz Niemcy. Brał pod uwagę nie tylko wyjątkową siłę tego państwa, sięgającego po hegemonię w świecie, ale też ogromną narodową witalność Niemców, sprawiającą, że polskość była bezlitośnie ścierana przez żarna germanizacji. Był przekonany, że Polacy potrafią oprzeć się tej nawale tylko wtedy, kiedy sprzymierzą się z Rosją, też zagrożoną niemiecką ekspansją. Jeśli zatem Rosja nie chce zostać wprzęgnięta do niemieckiego rydwanu, musi przestać marnować siły na politykę rusyfikowania innych narodów słowiańskich, w pierwszej kolejności największego z nich – polskiego. W obliczu germańskiego niebezpieczeństwa otrzeźwieć muszą także Polacy. Odrzucić antyrosyjskie urazy, przekreślić tradycję insurekcyjną i wytężyć wszystkie siły, by powtórzyć grunwaldzkie dzieło Władysława Jagiełły. Tym razem pod berłem Romanowów, bo taka jest logika historii.
Zdaniem Dmowskiego w nadciągającej wojnie Rosja powinna zająć dwa pozostałe zabory, zjednoczyć ziemie polskie i uczynić z nich tamę dla niemieckich podbojów na wschodzie. Lider obozu narodowego mówił głośno tylko o autonomii dla tych terenów, ale tak naprawdę był przekonany, że zjednoczenie otworzy drogę do odbudowy własnej państwowości, oczywiście z zachowaniem bliskich związków z Rosją, bo śmiertelne zagrożenie ze strony Niemiec nie zniknie i dalej może być neutralizowane tylko dzięki zachowaniu polsko-rosyjskiego sojuszu.
Plan Piłsudskiego. Jeszcze większe zmiany nastąpiły w planach Piłsudskiego. Nie zrezygnował z walki zbrojnej z caratem, ale nie wiązał już jej z rewolucyjnym poruszeniem w Europie, a zwłaszcza w Rosji. Doświadczenia 1905 r. uświadomiły mu, że perspektywa obalenia caratu wyzwala w Polakach nadzieję na korzystanie z ogólnopaństwowych zdobyczy wolnościowych, usuwając w ten sposób grunt spod polskich dążeń niepodległościowych. A rewolucji, która by spajała, a nie dzieliła Polskę i Rosję, zdecydowanie sobie nie życzył.
Nowe plany powstańcze Piłsudski związał z nadciągającą wojną europejską. Chciał, opierając się na zantagonizowanej z Rosją Austrii, przygotować w Galicji kadry wojskowe, które po wybuchu konfliktu wkroczą do zaboru rosyjskiego i w walce z Moskalami przeistoczą się w liczną, ważącą na losach frontu wschodniego, armię polską. A miała ona stać się fundamentem odradzającej się państwowości, budowanej u boku państw centralnych, ale nie przykutej raz na zawsze do ich rydwanu. Dzięki realnej sile miała być polisą ubezpieczeniową sprawy polskiej, wykorzystywaną stosownie do otwierających się koniunktur międzynarodowych, jeśli trzeba, gotową także do sojuszu z Ententą.
Wspólny finał. Dmowski nie odmawiał patriotyzmu szykującej się do powstania młodzieży, ale samą koncepcję uważał za śmiertelne zagrożenie dla sprawy polskiej. Widział w tych planach niemiecką intrygę mającą na celu wyłuskanie Rosji z szeregów Ententy. W żadne licytowanie sprawy Polski wzwyż przy pomocy powstańczej armii nie wierzył. Jedynym sukcesem, jaki może ona osiągnąć, było w jego przekonaniu przejściowe sparaliżowanie rosyjskich możliwości militarnych. Bał się tego jak ognia, bo antyrosyjska dywersja czyniona rękami Polaków dawała Niemcom czas na pokonanie Francji. A Rosja, pozbawiona sojusznika i zagrożona polskim buntem, nie miałaby innego wyjścia, jak porozumieć się z Niemcami i nic już by nie było w stanie powstrzymać żaren germanizacji.
Dmowski nie miał wątpliwości, że w tych warunkach czyn powstańczy jest kopaniem grobu sprawie polskiej niezależnie od intencji jego uczestników. Przeciwstawiał się tym planom z ogromną gwałtownością, nie cofając przed zarzutem zdrady narodowej.
Zwolennicy irredenty odpłacali mu tą samą monetą. W ich opinii kurs na pojednanie z Rosją oznaczał wyrzeczenie się patriotyzmu w zamian za iluzoryczne ustępstwa. Zaś w atakach na przygotowania powstańcze widziano wysługiwanie się rosyjskim służbom specjalnym, zwalczającym polski czyn zbrojny.
Jednak historia pokazała, że – przy całej konkurencyjności działań – w ostatecznym rozrachunku wysiłki Piłsudskiego i Dmowskiego idealnie się uzupełniły. Czyn zbrojny, choć podjęty u boku państw centralnych, które wojnę przegrały, dał Polsce żołnierzy, bez których odradzające się państwo nie wykorzystałoby sprzyjającej koniunktury międzynarodowej z jesieni 1918 r. Zaś Dmowski związał sprawę polską ze zwycięską Ententą, a forsowana przez niego polityka wewnętrznych przeobrażeń umocniła naród, czyniąc zeń solidne zaplecze dla walczącej o niepodległość armii.
***
Powstańcza rewolucja
Rewolucja 1905 r. była pierwszym w historii Rosji masowym zrywem antycarskim. Detonatorem stała się w styczniu 1905 r. masakra pokojowej demonstracji, której celem było przekazanie carowi Mikołajowi II petycji w sprawie polepszenia bytu warstw pracujących; do historii przeszła jako krwawa niedziela. Przez Rosję przetoczyły się dziesiątki buntów, demonstracji i strajków.
Środowiska lewicowe zaczęły powoływać rady (sowiety), w zamyśle podstawę nowego ustroju. Natomiast środowiska liberalne podjęły próbę legalnej modernizacji systemu politycznego Rosji. Car w słynnym Manifeście Październikowym przyrzekł wprowadzić prawa obywatelskie i utworzyć parlament (Dumę), ale jednocześnie przystąpił do kontrofensywy. Czarne sotnie, pod hasłem obrony Świętej Rosji, rozpoczęły pogromy. Za koniec rewolucji uważa się rozwiązanie w czerwcu 1907 r. drugiej Dumy.
Na ziemiach polskich antycarska rewolucja została nasączona silnymi akcentami narodowymi, dlatego przez wielu historyków jest uważana za kolejne z antyrosyjskich powstań polskich. (LB)
***
Okiem biografa
Biograf Romana Dmowskiego prof. Roman Wapiński stwierdzał – przedstawiając poglądy swego bohatera w pierwszej dekadzie XX w. – że uważał on, iż przed Polakami „stały dwa równoległe zadania: odzyskanie niepodległości i zjednoczenie ziem polskich. Szanse ich równoczesnej realizacji były niewielkie, jeśli nie powiedzieć – iluzoryczne, obarczone wieloma komplikacjami, wśród których nie zabrakło także trudności określenia zasięgu terytorialnego państwa, który by uwzględniał i aspiracje polskie, i aspiracje narodów sąsiednich. Po drugie, żadne z państw zaborczych nie zamierzało czynić koncesji, które by przynajmniej wzmacniały nadzieje na realizację obu zadań. Wprost przeciwnie, dwa główne państwa zaborcze, Niemcy i Rosja, nasilały swe wysiłki, by raz na zawsze zlikwidować kwestię polską. Po trzecie – sprawa polska już od kilku dziesięcioleci zniknęła jako obiekt polityki w skali międzynarodowej, nawet w swej ograniczonej postaci jako jej przedmiot”.
Koncepcję Józefa Piłsudskiego nazywa Wapiński powstańczo-niepodległościową i wskazuje na większą jej atrakcyjność. „Upatrywanie przez jej rzeczników głównego wroga Polski w Rosji, odwołanie się do tradycji samodzielnego polskiego czynu zbrojnego itd. stwarzało im korzystniejszy klimat wśród znacznej części aktywniejszych politycznie środowisk zaboru rosyjskiego i austriackiego, szczególnie wśród młodzieży. Nie bez znaczenia pozostawało opowiedzenie się za tą koncepcją poważnej części lewicowych środowisk opiniotwórczych, pozwalające – w jakimś stopniu – zrekompensować braki jej atrakcyjności w skali masowej”. (AG)
***
Tekst ukazał się w nowym Pomocniku Historycznym „Niepodległość 1918”, dostępnym od 29 sierpnia w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.