Jedną z ikon Marca ’68 są fotografie oficjalnych wieców – a na nich słynne transparenty „Oczyścić partię z syjonistów”, „Popieramy towarzysza Wiesława” albo „Studenci do nauki”, trzymane przez spędzonych na zebranie robotników. Na zdjęciach z fabrycznych masówek widzimy przede wszystkim smutne twarze: trochę przestraszone, trochę nieobecne. Co naprawdę myśleli „przedstawiciele klasy robotniczej”? Czy identyfikowali się z propagandowymi hasłami?
Nie ulega wątpliwości, że antysemicka czystka z lat 1967–68 została zainicjowana przez władze partyjne na czele z Władysławem Gomułką, zaś jej przebieg kontrolowali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. To w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych sporządzano, być może na długo przed 1968 r., listy polskich Żydów, przez policję polityczną utożsamianych z potencjalnymi zdrajcami. Tam przygotowywano amunicję dla marcowych propagandystów, dostarczając im materiały do antysemickich artykułów.
Jednocześnie należy pamiętać, że piętnowanie i wyrzucanie z pracy tzw. syjonistów nie miało charakteru operacji policyjnej. Dynamika czystki była w dużej mierze wynikiem oddolnego poparcia. Historycy nie dysponują narzędziami, żeby oszacować jego skalę, ale możemy przyjąć, że co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ludzi włączyło się aktywnie w nagonkę na Polaków żydowskiego pochodzenia.
Okazję stwarzały specjalne masówki i zebrania zwoływane przez lokalne instancje partyjne w fabrykach, kopalniach, stoczniach, szkołach, szpitalach, urzędach oraz instytutach naukowych. W wielu wspomnieniach i relacjach przewija się podobny motyw: oto z inicjatywą rozliczania występowali najczęściej „zwykli Polacy”, przeważnie ludzie pozostający w cieniu. Mierni pracownicy, pozbawieni talentu dziennikarze, osoby dotąd unikające publicznych wystąpień – naraz zabierali głos i z pasją ujawniali, kto w danej instytucji „wyraża uznanie dla agresji Izraela”, „ukrywa syjonistyczne poglądy” lub „zajmuje niegodną członka partii postawę moralną”.