Miał to potwierdzić sam Winston Churchill, którego słowa „Nigdy w historii ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”, zdaniem autorów wielu komentarzy, opracowań, a nawet wstępu do niektórych wydań „Dywizjonu 303” Arkadego Fiedlera, odnosiły się do polskich lotników.
Jednak Churchill z pewnością nie mówił o Polakach. Wiemy to z prostego porównania dat. Bitwa o Anglię w najbardziej zaciętej, decydującej fazie trwała od 13 sierpnia do połowy września 1940 r. Sławny Dywizjon 303 po raz pierwszy wszedł do walki dopiero 31 sierpnia (w bitwie o Anglię wzięły udział cztery polskie dywizjony; bombowe 300 i 301, myśliwskie 302 i 303, a 81 polskich pilotów walczyło w dywizjonach brytyjskich). Niemal natychmiast Polacy zaczęli odnosić liczne sukcesy w powietrzu, zadziwiając swych brytyjskich dowódców agresywną taktyką, umiejętnościami pilotażu, niesamowitą celnością prowadzonego ognia i sokolim wzrokiem. Dywizjon 303 stał się jednym z najskuteczniejszych dywizjonów myśliwskich RAF (sił lotniczych Wielkiej Brytanii), mimo iż brał udział w bitwie krócej niż inne i przy użyciu gorszych samolotów Hawker Hurricane. Jednakże sukcesów tych Churchill w swojej mowie nie chwalił – po prostu dlatego, że jego historyczna mowa w Izbie Gmin została wygłoszona 20 sierpnia.
Co zatem z uratowaniem Wielkiej Brytanii? Jest prawdą, że polscy piloci myśliwscy byli po prostu najlepsi wśród lotników broniących brytyjskiego nieba. W czasie wojny Dywizjonowi 303 uznano aż 126 zestrzeleń. Nawet gdy po wojnie porównano liczbę uznanych podczas wojny zestrzeleń z rzeczywistymi stratami niemieckimi odnotowanymi w dokumentach Luftwaffe, Dywizjon 303 z 50–60 zestrzeleniami pozostaje wśród najlepszych dywizjonów RAF, i to przy najniższych stratach, najkrótszym udziale w bitwie i – jak wspomniałem wyżej – przy użyciu samolotów o gorszych osiągach.