Stabilizacja po francusku. „Francja jest nudna” – tak 15 marca 1968 r. pisał francuski dziennik „Le Monde”. Dokładnie tydzień później w podparyskim Nanterre grupa studentów wtargnęła do żeńskich akademików, paląc przy tym flagę amerykańską. Ale nikt nie potraktował tego poważnie. Bo czy zasługiwało na to wezwanie do „uwolnienia więźniarek” i utworzenia koedukacyjnych akademików? Widziano w tym co najwyżej wybryk rozwydrzonej młodzieży studenckiej. Zresztą nie pierwszy na tym uniwersytecie od początku roku. Kiedy 8 stycznia przybył tam minister do spraw młodzieży i sportu, aby uroczyście otworzyć nowy basen, jego wystąpienie zostało przerwane przez 23-letniego studenta socjologii Daniela Cohn-Bendita.
Incydenty w Nanterre zostały zatem zignorowane przez francuskie władze. Prezydent Charles de Gaulle zdawał się nie dostrzegać zbliżającego się zagrożenia. W życzeniach noworocznych na 1968 r., oceniając stan państwa, z ufnością i optymizmem patrzył w przyszłość. Wydawało się, że Francuzi myśleli podobnie. Zabliźniły się rany po wojnie algierskiej, kraj mógł się cieszyć stabilnymi instytucjami i szybko rozwijającą się gospodarką. Ludzie korzystali z dobrodziejstw społeczeństwa konsumpcyjnego – kupowali coraz więcej, wyjeżdżali na letnie wakacje.
Ale od pewnego czasu dał się zauważyć wzrost poczucia niepewności. W wyniku koncentracji produkcji zaczęło przybywać bezrobotnych, a wzrost płac nie nadążał za wzrostem cen. Pojawiły się też symptomy wskazujące na możliwość przesilenia politycznego i koniec ery de Gaulle’a. Francuzi byli coraz bardziej znużeni jego paternalistycznym systemem sprawowania władzy. Skupieni na sprawach codziennych, nie byli skłonni realizować jego planów budowy wielkiej Francji.