Kwaskowaty smak lata
„Religia LSD”: bez niej nie byłoby buntu lat 60.
Jarek Szubrycht: – Czy Lato Miłości byłoby możliwe bez kwasu?
Bartłomiej Dobroczyński: – Ken Kesey, autor „Lotu nad kukułczym gniazdem”, powiedział kiedyś, że próba mówienia o kontrkulturze lat 60. bez uwzględnienia narkotyków jest jak rozmawianie o narciarstwie bez śniegu.
Czy to kontrkultura wybrała LSD, czy LSD kontrkulturę?
Żeby to wyjaśnić, trzeba prześledzić, jaką drogę przebył ten narkotyk. Zaczęło się w Szwajcarii, a więc w kraju, który z LSD się nie kojarzy. W pewnym sensie zawdzięczamy je ginekologii, bo Albert Hoffman był pracownikiem firmy farmaceutycznej Sandoz. W latach 30. poszukiwał dla nich leku na przypadłości kobiece, prowadząc eksperymenty nad sporyszem, pasożytem zboża, w którego skład wchodzi ergotamina. Z niej w 1938 r. Hoffman uzyskał LysergSäureDiethylamid, czyli dietyloamid kwasu lizergowego. Nie działało to na macice myszy laboratoryjnych, więc odłożył specyfik na półkę i niewiele brakowało, by wszystko na tym się skończyło. Potencjał LSD Hoffman odkrył w 1943 r., aplikując sobie dużą ilość narkotyku, a następnie wybierając się na słynną przejażdżkę rowerem. Szczegółowy opis jego przeżyć z tego dnia można przeczytać w książce „LSD – moje trudne dziecko”, dość powiedzieć, że to wydarzenie zmieniło jego życie. Będąc mieszczaninem, chemikiem, porządnym obywatelem Szwajcarii, doznał egzystencjalnego wstrząsu. Zobaczył podszewkę rzeczywistości.
Czyli co właściwie?
Tu musimy przejść do innej osoby, która była kluczowa dla kwestii LSD. Istnieje teoria spiskowa, że Anglicy w ramach zemsty na byłej kolonii zrzucili na Stany Zjednoczone dwie bomby, które uczyniły niepowetowane szkody w amerykańskim społeczeństwie.