Nobel dla Pamuka. Gdy 12 października 2006 r. Akademia Szwedzka ogłosiła, że Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzyma Orhan Pamuk, w tureckich mediach zawrzało. Obok pochwał dla pisarza, którego światowa kariera właśnie miała się na dobre rozpocząć, oraz dumy z tego, że pierwszy Turek w historii otrzymał to prestiżowe wyróżnienie, najsilniej słyszane były głosy zdumienia czy wręcz oburzenia. Jak to? – zastanawiali się bardziej nacjonalistyczni publicyści. Ten zdrajca narodu ma reprezentować go za granicą, gdy tylu jest wspaniałych pisarzy, którzy zawsze chwalą dokonania Turcji i są dumni ze swojego kraju?
Oburzenie owo nie dotyczyło jednak samego pisarstwa Pamuka – choć i ono doczekało się wielu słów krytyki ze względu na zbyt mocne zanurzenie w tradycjach literatury zachodniej, a nawet zupełnie nieugruntowanego oskarżenia o brak poprawności językowej – lecz poglądów politycznych, które wygłaszał w wywiadach. Wszak dopiero na początku tego samego roku wycofano postawione mu wcześniej zarzuty o obrazę tureckości, które zostały mu postawione, gdy w rozmowie z jedną ze szwajcarskich gazet wspomniał o ludobójstwie Ormian. Tak silne uwikłanie twórczości literackiej w sferę polityczną może dziwić zachodnich odbiorców, ale w przypadku literatury tureckiej jest czymś jak najbardziej zrozumiałym i naturalnym, ta ostatnia bowiem od samego początku pozostawała ściśle powiązana z polityką.
Literatura zaangażowana. Republika Turcji z jednej strony stała się dziedzicem upadłego Imperium Osmańskiego, a z drugiej za wszelką cenę chciała z tym dziedzictwem zerwać, tworząc nową jakość, opartą w głównej mierze na powołanym do istnienia na przełomie XIX i XX w.