Polityczny uchodźca. Jest 1855 r. 57-letni Mickiewicz od dawna nie pisze już wierszy, ale żyje sprawą narodu, polityką, historią. Mieszka w Paryżu od wielu lat, ale Francja nie chce przyznać mu obywatelstwa. Ci, co go widują, odnoszą wrażenie, że zgorzkniał. Jest zmęczony życiem. Ale nie przestaje marzyć o wolnej Polsce i nie jest pacyfistą. W wojnie szuka szans dla sprawy polskiej. Wybuchła dwa lata wcześniej między Rosją a państwem osmańskim, czyli Turcją.
Gdzie dwóch się bije, tam Polska może skorzystać. Powstaniec 1830 r., wiarus gawędziarz Henryk Służalski pisał do przyjaciela z wojennego Stambułu (Konstantynopola), stolicy Imperium Osmańskiego: „Paryż na Azję trzeba pozamieniać, aby się do Warszawy dostać”. Turcy nie byli aniołami wolności – ciemiężyli słowiańskie Bałkany i inne ludy – ale, jak uczy twarda polityka we wszystkich epokach, wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem.
Misja narodowa. W czerwcu 1855 r. Mickiewicz dojrzewa do podjęcia się misji narodowej w Stambule. Może tym razem uda się to, co nie wyszło w Rzymie w 1848 r., gdzie poeta wspierał zalążek wojska polskiego. Legion polski miał walczyć po stronie Włochów buntujących się przeciwko Austrii, jednemu z trzech zaborców Rzeczpospolitej, a wtedy także okupującej część północnej Italii. W Rzymie – wówczas należącym do państwa kościelnego – Mickiewicz na posłuchaniu u papieża Piusa IX miał do niego wykrzyknąć: „Duch Boży jest dziś w bluzach paryskiego ludu!” (w Paryżu trwała rewolucja przeciwko monarchii).
Nadzieje przekreślone upadkiem Wiosny Ludów odżyły w związku z konfliktem rosyjsko-tureckim.