Stuart w drodze do Londynu. W kwietniu 1603 r. nowy król wyruszył z północy ku swojej stolicy. Miał 36 lat i dwóch synów, co miało zapewnić znękanym problemami z sukcesją Anglikom spokojną przyszłość. Poddani wiedzieli oczywiście, że jego ojczyznę kształtowała wielowiekowa wrogość wobec Anglii, a matka położyła głowę pod topór z rozkazu angielskiej monarchini. Lecz kiedy jechał przez angielskie pola, wsie i miasteczka, mieszkańcy witali go z radością jako prawowitego spadkobiercę Tudorów, ponadto protestanta, ponoć uczonego i zainteresowanego teologią. Może niepokój budziły jego poglądy na władzę królewską, które wyraził w napisanym własnoręcznie ok. 1598 r. traktacie „The Trew Law of Free Monarchies”, gdzie utrzymywał, że to Bóg powołuje władców i są odpowiedzialni tylko przed nim. Ale na razie okazywał wszystkim uprzejmość i łaskawość i zanim dotarł do Londynu, nadał szlachectwo trzem setkom poddanych. Raz podniósł nawet do godności szlacheckiej wędlinę i ku uciesze tłumu zawołał: „Powstań, Sir Szynko!”. Jak później wspominał: „Ludzie wszelkiego rodzaju jechali i biegli, nie, raczej frunęli, żeby mnie spotkać, ich oczy płonęły przywiązaniem, ich usta i języki wyrażały jedynie radość”.
Jego potomkowie nader rzadko mieli doświadczać tak radosnej jedności z poddanymi. Dzieje Stuartów na tronie Anglii są historią bolesnego konfliktu pomiędzy królem i jego krajem i dwiema zupełnie odmiennymi koncepcjami władzy.
Stuartowie w Szkocji
Stewardowie i długie regencje. Ten serdecznie witany przybysz przeszedł do historii Anglii jako Jakub I, lecz był w istocie szóstym tego imienia królem z rodu Stuartów.