PAŃSTWO PODZIEMNE. Czy określenie „państwo podziemne” nie zawiera wewnętrznej sprzeczności? Innymi słowy, czy może istnieć państwo konspiracyjne, które na ogół nie występuje jawnie, nie sprawuje wyłącznych rządów na żadnym terytorium, nie zawsze potrafi skutecznie egzekwować swoje rozkazy i polecenia? Państwo równoległe, istniejące obok tego jawnego, w którego rękach są garnizony wojskowe, twierdze i jednostki policji, urzędy i sądy, skarbowość, służba dyplomatyczna oraz wszelkie inne atrybuty władzy?
Te wątpliwości i pytania zawierają już jakąś cząstkę twierdzącej odpowiedzi, jeśli skonfrontować je z realiami z lat 1862–64. Konspiracyjne kierownictwo powstania styczniowego sprawowało niekiedy kontrolę nad niektórymi miastami i niewielkimi regionami wiejskimi, nie mówiąc już o obszarach leśnych będących terenem działań partyzanckich (o czym w następnych artykułach). Już w noc styczniową okolice Olkusza i Będzina opanowały oddziały dowodzone przez Apolinarego Kurowskiego i aż do przegranej bitwy pod Miechowem (17 lutego) istniała polska administracja cywilna i wojskowa na całkiem sporym obszarze przylegającym do miejsca, gdzie zbiegały się granice Rosji, Austrii i Prus (zwanego później trójkątem trzech cesarzy). W pierwszej połowie marca 1863 r. na południowej Kielecczyźnie powstańczy dyktator Marian Langiewicz urzędował właściwie jawnie.
Wszędzie tam, skąd udawało się wyprzeć, choćby na krótko, wojsko rosyjskie, zawieszano polskie herbowe orły, ogłaszano manifesty uwłaszczeniowe i inne dekrety Rządu Narodowego, przeprowadzano pobór do powstańczego wojska i w imieniu powstańczego państwa zbierano podatki. Rzecz inna, że wbrew pierwotnym planom nie udało się na dłużej opanować żadnego większego ośrodka miejskiego, a centralne władze powstania przez cały czas funkcjonowały w kontrolowanej przez wroga Warszawie.