Tematem tego tygodnia są emerytury stażowe, które – według przecieków medialnych – obiecać ma Andrzej Duda Polakom w kampanii wyborczej. Należałyby się kobietom po 35 latach pracy i płacenia składek na ZUS oraz mężczyznom po 40 latach. Pozornie wydaje się, że jest to prezent dla ludzi ciężko pracujących fizycznie. Jeśli bowiem kobieta zaczęła pracę, np. w hipermarkecie „na kasie” w wieku 20 lat, to mogłaby przejść na emeryturę już w wieku 55. Czyli pięć lat wcześniej niż obecnie. Mężczyzna rozpoczynający aktywność zawodową w wieku 19 lat mógłby ją zakończyć w wieku 59 lat (obecnie 65).
Rząd doskonale wie, że taki system nie tylko powiększyłby i tak rosnącą dziurę w ZUS, ale zrujnowałby rynek pracy. Już teraz brakuje ludzi, potem kolejne setki tysięcy kończyłyby pracę wcześniej i ten deficyt stawałby się większy. Na emerytury jeszcze młodszych emerytów musieliby się też złożyć ludzie pracujący, czyli i tak wysokie składki na ZUS stałyby się wyższe. Z drugiej strony wielu ludziom taki pomysł się podoba, więc mógłby zwiększyć szanse Dudy na ponowny wybór na prezydenta. Polityka zdominowałaby interes państwa.
Rząd znowu daje i jednocześnie zabiera
Biorąc to wszystko pod uwagę, rząd – znów według przecieków – godzi się na emerytury stażowe i jednocześnie przyszłych beneficjentów ich pozbawia. Daje, ale od razu zabiera, tylko tak, żeby ludzie się na początku nie zorientowali. Można więc będzie te świadczenia dostać wprawdzie po 35 latach pracy lub 40 (mężczyźni), ale pod warunkiem, że odłożyło się na indywidualnym koncie emerytalnym w ZUS tyle pieniędzy, żeby starczyło na wypłatę świadczenia w wysokości 120 proc. emerytury minimalnej. W przypadku wielu kobiet może się to okazać niemożliwe.
Nie dostaną też stażowej emerytury panie pracujące przez kilka lat na tzw. śmieciówkach, od których nie odprowadzały składki na ZUS. Te lata nie będą się bowiem liczyć. Może się okazać, że dla wielu kobiet obecny system (60 lat i 20 lat przepracowanych) jest korzystniejszy i Duda nie oferuje im nic. W wieku 60 lat mogą bowiem nie mieć przepracowanych (i opłacanych składek) przez 35 i będą musiały pracować dłużej niż obecnie.
Niewątpliwie zyskają osoby zamożne. Na przykład dobrze sytuowani bankowcy, którzy zdążyli odłożyć spore sumy, a emerytura z ZUS będzie do nich tylko skromnym dodatkiem. Te osoby, głównie mężczyźni, w ZUS odłożyły z pewnością na te 120 proc. minimalnej i chętnie się na wcześniejszą, choćby tylko o rok czy dwa, emeryturę stażową udadzą. Potem mogą założyć własną firmę i, według obecnych przepisów, pracować i składek na ZUS nie płacić wcale.
Emerytury stażowe w proponowanej postaci osobom naprawdę ciężko pracującym, które na nie liczą najbardziej, mogą nie należeć się więc wcale. Skorzystają natomiast inne, które niekoniecznie ciężko pracowały fizycznie i zdrowie nie pozwala im pracować dłużej. Pewne jest natomiast, że za wcześniejsze emerytury dla nich zapłacą ludzie młodzi.
Politycy lubią majstrować przy systemie emerytalnym, ponieważ oni otrzymują korzyści polityczne (dodatkowe głosy) natychmiast. Za skutki ich nieodpowiedzialności zawsze płacą ludzie uczciwie i ciężko pracujący.