Metropolitarna Warszawa i 70-tysięczne Gniezno, dwa różne ośrodki, ale zmartwienia szefów scen podobne: połączyć troskę o bezpieczeństwo zespołu i widzów z potrzebą i chęcią gry, łatać topniejące budżety i starać się odgadnąć, jak rozwinie się pandemia. Warszawski Teatr Powszechny na początku lockdownu, kierując się ówczesnymi danymi o tym, że dzieci są względnie bezpieczne, podjął decyzję, że jesienną premierą będzie spektakl na podstawie „Ronji, córki zbójnika” Astrid Lindgren. Premiera ma się odbyć w połowie września, a nowe dane mówią o tym, że dzieci też się jednak zakażają, do tego nie wiadomo, w jakim trybie będą działać szkoły.
Teatr Fredry w Gnieźnie, dla którego przedstawienia dla dzieci były zawsze bardzo ważną częścią repertuaru, do końca roku odwołał wszystkie właśnie z obawy, że szkoły i tak nie przyjdą. Stawiają na spektakle dla dorosłych. Ruszyli już w czerwcu i mają komplety, choć przy 50-procentowym, narzuconym przez reżim sanitarny zapełnieniu widowni jest i satysfakcja, i strata finansowa.
Czytaj też: Dramaty techników scenicznych