Przejdź do treści
Reklama
Reklama
O Polityce

Dramat powszechny

Polityka

Początki długotrwałej, jak się ostatecznie okazało, choroby żony sięgają nawet 9–10 lat wstecz. Niewinne z pozoru pomyłki, zapominanie imion i nazwisk osób, zdarzeń, pojawianie się rozmaitych, z pozoru śmiesznych lub denerwujących wyobrażeń, omamów, zmyśleń traktowanych jako prawdziwe, niechęć do czytania, gubienie się w znanych sobie miejscach... – nikomu z otoczenia, nawet lekarzowi rodzinnemu nie nasuwały skojarzenia z rodzącą się chorobą Alzheimera. Choroby inne, schorzenia stawów kolanowych, leczenie zaćmy, operacje, orzeczenie o niepełnosprawności... I dopiero w końcu 2019 r. skierowanie do neurologa, wizyta; rezonans w maju 2020 r. unaoczniły brutalną rzeczywistość. W grudniu 2020 r. zmieniliśmy miejsce zamieszkania, przenosząc się z dotychczasowego – po 42 latach życia – do nowego, w pobliżu dzieci i rodziny. Dla mnie także było to korzystne rozwiązanie, gdyż po operacji onkologicznej – w maju 2020 r. usunięto mi chłoniaka złośliwego lewego węzła chłonnego szyjnego – musiałem częściej uczestniczyć w zabiegach terapeutycznych i konsultacjach specjalistycznych.

Żona całkowicie wyłączyła się z prowadzenia domu, nie umiała posługiwać się żadnym urządzeniem kuchennym, nie potrafiła włączyć i wyłączyć światła. Z konieczności zatem stałem się pielęgniarzem, kucharzem itd. Czas pandemii odebrał możliwości wczesnej terapii. Wizyty u specjalistów i ich diagnozy spowodowały tylko to, że ZUS przyznał 73-letniej żonie dodatek pielęgnacyjny. Zanikała pamięć, znajomość pisma, czytania, posługiwania się telefonem. Korzystając z dostępnych w internecie materiałów, przez wiele miesięcy wykonywałem z Nią ćwiczenia pamięci i pisania. Od 2023 r. uzyskałem wsparcie, oczywiście odpłatne, z lokalnego GOPS-u. Opiekunka bywała u żony pięć razy w tygodniu po dwie godziny. Jesienią realia się zmieniły – opiekunka mogła przyjść już tylko dwa razy w tygodniu. Potrzebujących przybywało, personelu brakowało.

Tymczasem doszły nasilające się objawy degeneracji mobilności, chodzenia, tracenie równowagi, nieumiejętność wsiadania do samochodu, korzystania z urządzeń sanitarnych i łazienkowych. Lekarz rodzinny przepisał pieluchomajtki, częściej pracowała pralka. Wystąpiłem do sądu okręgowego o ubezwłasnowolnienie żony. Dramatyczny wręcz zwrot nastąpił latem ubiegłego roku. Wzywanie karetek, dwukrotny pobyt w szpitalach, walka o prawidłową morfologię... 20 września żona znalazła się ze skierowaniem od hematologa w CSK WUM przy Banacha. Bywaliśmy u Niej wszyscy, ja, dzieci, wnuki, po kilka razy dziennie. Równolegle trwało zainspirowane przez lekarza jednego ze szpitali leczących żonę postępowanie przed lokalnym sądem rejonowym o umieszczenie żony w ZOL-u bez Jej zgody. Tyle że żona uprzedziła wszystkie nasze urzędowe działania. Zmarła nad ranem 12 października. Mieliśmy być u Niej rano z córką...

Opis ostatniej walki o zdrowie i życie żony, szpitalna karta informacyjna, zajmuje 25 stron, a przyczyna zgonu jest prozaiczna, częsta w takich sytuacjach: niewydolność krążeniowo-oddechowa. Choroba Alzheimera, która sama w sobie nie była przyczyną zgonu, odebrała jednak żonie zdolność rozumienia i porozumiewania się, odebrała świadomość i godność. Alzheimer, jak niedouczony elektryk amator, niszczył instalacje, bezpieczniki. Przed nauką, przed medycyną – ale nie tylko przed nimi – stoi więc ogromne wyzwanie.

Opis fragmentu mego życia – niebawem skończę 80 lat – włączam do innych, tysięcznych opisów dramatów przeżywanych codziennie w rodzinach osób dotkniętych chorobami cywilizacyjnymi (jak wynika z danych statystycznych – coraz częstszych). Wyrażam też podziękowania dla red. Agnieszki Sowy za nagłaśnianie bolesnego problemu.

GRZEGORZ ORACZ, REGUŁY, GM. MICHAŁOWICE K. WARSZAWY

Polityka 7.2025 (3502) z dnia 11.02.2025; Do i od Redakcji; s. 93
Reklama
Reklama