„Wiadomo są służby, dla których wolnych sobót nie ma, nie będzie i być nie może. Są kolejarze, jest obsługa telefonów, komunikacji miejskiej, personel szpitalny, załogi hut, fabryk pracujących w ruchu ciągłym. Istnieje jednak profesja, co do której nie ma takiej pewności. Zdaniem wielu, ludzie tego zawodu muszą pracować w soboty, jak w każdy dzień tygodnia. Zdaniem innych, przeciwnie – owe 12 wolnych od pracy sobót powinno być dniami odpoczynku – również dla pracowników handlu. (…)
Przeciwnicy handlowania w sobotę stwierdzają, że:
– 150 tys. pracowników handlu (a tylu mniej więcej potrzeba dla obsługi sklepów spożywczych, bo tych przede wszystkim sprawa dotyczy), w olbrzymiej większości kobiet, zasługuje, po ciężkiej fizycznie i wyczerpującej psychicznie tygodniowej pracy, na sobotni odpoczynek. Tym bardziej że kobiety te, zatrudnione często do późnego wieczora, i tak nie mogą podołać swym obowiązkom domowym i rodzinnym. Wolne soboty są dla nich prawdziwym darem nieba.
– Kandydatek do pracy w sklepach, szczególnie spożywczych, stale brak; niedostatek ów daje się klientom dotkliwie we znaki. Pozbawienie sprzedawczyń prawa do wolnej soboty zmniejszy i tak wątpliwą atrakcyjność zawodu. (…) Z punktu widzenia klientów, wolne soboty mają służyć odpoczynkowi, a nie załatwianiu sprawunków. Wystarczy jeden spożywczy sklep dyżurny na dzielnicę – i po krzyku. (…)
Zwolennicy otwierania sklepów w wolną sobotę, do których i ja należę, widzą sprawę zgoła inaczej. (…) Proponuję za jednym zamachem wyzbyć się (…) iluzji jakoby sobotnio-niedzielna dwudniówka miała już obecnie służyć wyłącznie odpoczynkowi, rozrywkom oraz rozwojowi intelektualnemu obywateli. Jest to model, bądź co bądź, dość luksusowy; przeciętnej polskiej rodzinie trudno się doń jeszcze przymierzać. (…)
Argumenty „ludzkie” są pozornie trudne do odparcia. Fakt, że praca w sklepie spożywczym jest bardzo ciężka, fakt, że kobiety tam zatrudnione mają ciężkie życie rodzinne, fakt, że kandydatek do zawodu nie staje. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że większość sklepów spożywczych w miastach pracuje na dwie zmiany; w sobotę pracowałaby na jedną. Dla sprzedawczyń oznaczałoby to więc stratę jednej wolnej soboty (z „odebraniem” dnia wolnego kiedy indziej) co dwa miesiące. Dalej: być może wystarczy, by w dni te czynna była tylko połowa sklepów spożywczych; a więc strata jednej soboty co cztery miesiące. Wreszcie – w ciężkich okresach przedświątecznych i wakacyjnych handel z powodzeniem zatrudnia dorywczo emerytów, studentów itp. Może by sięgnąć do tego źródła również w przypadku wolnych sobót?”.