Historia „Polityki” to już niemal 70 lat. Przez te siedem dekad na naszych łamach pisaliśmy o najważniejszych wydarzeniach w kraju i na świecie, opisywaliśmy nowe zjawiska, trendy, publikowaliśmy rozmowy z wybitnymi postaciami oraz poruszające reportaże, które przeszły do kanonu dziennikarstwa w Polsce. Dlatego postanowiliśmy sięgnąć do naszego archiwum i zaprosić Państwa w tę podróż po dawnych łamach naszego tygodnika.
40 lat temu nasz nieodżałowany przyjaciel Zdzisław Pietrasik spisał wrażenia z Kongresu Kultury Języka Polskiego. W numerze 50. z 1984 r. relacjonował:
„Kongres Kultury Języka Polskiego nie po to został zwołany, żeby zachwycać się wspólnie pięknem współczesnej polszczyzny. Po prostu nie bardzo jest się czym zachwycać. (…) Kongres zebrał się po to, żeby zaradzić złu, zapobiec dalszemu pogarszaniu się polszczyzny. (…) Mówiono o kilku najważniejszych powodach. Przede wszystkim – wielkie ruchy demograficzne po wojnie – kiedy to wymieszały się rozmaite gwary i żargony, tworząc często przedziwny konglomerat. (…) Dalej, gwałtowny rozwój środków masowego przekazu – radio i telewizor są dzisiaj niemal w każdym domu – których rola błędotwórcza jest ogromna. Można nie przyjąć do wiadomości faktu podanego przez lektora, bez sprzeciwu natomiast może być zaakceptowany popełniony przez niego błąd językowy. (…) Językoznawcy wiele grzechów przypisują panoszącemu się w naszych czasach stylowi urzędowemu. (…) Nie bez „winy” jest także drugi styl, który bardzo się upowszechnia w wieku XX – styl naukowy. Uczeni ze swego języka stworzyli barierę, która oddziela ich od części przynajmniej społeczeństwa. Cały na przykład kłopot z popularyzacją nauki wynika stąd, że bardzo niewielu naszych uczonych potrafi pisać przejrzyście i zrozumiale po polsku. (…)
Polszczyzna obecna jest rezultatem ścierania się dwóch odmiennych sposobów społecznego komunikowania się. Jest mowa, która nazywa to, co jest – w sposób prosty i jednoznaczny, i jest mowa, która w sposób pokrętny stara się ukrywać prawdę. (…)
Ci, którzy w 1980 r. mieli okazję przysłuchiwać się rozmowom prowadzonym przez robotników z przedstawicielami władz rozmaitego szczebla, opowiadają, że najsmutniejsze były pierwsze godziny pertraktacji, kiedy okazywało się, że strony w ogóle nie umieją ze sobą rozmawiać. Zanim ujawniły się różnice w poglądach, rzucały się wprost w oczy i uszy różnice językowe. Ludzie ci, nawet mimo dobrych chęci, z trudem znajdowali czasem wspólny kod porozumiewania się”.