O Polityce

SOR-ry mamy problem

Polityka

Zbiór przypadków zawartych w tekście Agnieszki Sowy „SOR-ry mamy problem” (POLITYKA 26) robi wrażenie porażające. A przecież są one bardzo realne, zdarzyły się w rzeczywistości. Mogę zaświadczyć o tym jako lekarz śledzący opiekę zdrowotną w naszym kraju, a jednocześnie długoletni naczelny lekarz jednego z największych szpitali klinicznych w kraju. Na częściowe nie tyle usprawiedliwienie, ile ukazanie głębi problemu muszę jasno wyrazić, że prowadzenie takiego oddziału jest wielkim trudem, wyzwaniem i odpowiedzialnością. Opieka nad pacjentem w stanie nagłym, gdzie nie ma żadnej przestrzeni na popełnienie błędu, jest niezwykle obciążająca i fizycznie, i psychicznie. Większość medyków najchętniej by od niej uciekła. Oczywiście w takiej sytuacji – w obliczu pacjenta i wątpliwości związanych z jego stanem – musimy zachować zasadę ostrożności. Ostrożność powinna być niezwykle ważną zasadą działania, choć wiele SOR-ów działa w opresji niedoboru łóżek. W Poznaniu na przykład brakuje około stu łóżek ogólnointernistycznych (osobny temat to rozsypywanie się w kraju opieki szpitalnej internistycznej). Stąd na dyżurujących medyków przerzuca się odpowiedzialność za niedomogi organizacyjno-systemowe – my musimy podejmować ryzykowne decyzje, które mogą okazywać się niebezpieczne dla pacjentów.

Dla ukazania pewnego optymizmu mogę zaświadczyć, że w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Poznaniu otworzyliśmy 1 czerwca nowy Szpitalny Oddział Ratunkowy, w nowej lokalizacji, bardzo dobrze wyposażony. Przyjmujemy w nim już średnio niemalże 200 pacjentów na dobę, choć boimy się, że im SOR lepiej będzie działał, tym większe będzie miał powodzenie i będzie do niego trafiało jeszcze więcej pacjentów, którzy nie powinni tu trafić. Staraliśmy się i staramy ukazać najwyższe możliwe standardy opieki medycznej. Udało się stworzyć wielospecjalistyczny zespół kierowany przez dr. med. Patryka Konieczkę. Próbujemy w gronie licznych lekarzy, także uczących się i chętnie wspomagających pracę studentów, personelu ratowników i pielęgniarskiego, a także rejestracji stwarzać przestrzeń kompetentną i gościnną. Staramy się. Koordynacja i precyzja organizacyjna przy takim naporze pacjentów jest wyzwaniem podstawowym. Podejmujemy też w szpitalu refleksję na tematy trudne: współpracy SOR-u z oddziałami szpitalnymi, które często skupione są na przyjmowaniu pacjentów planowych, oraz zapewnienia miejsc dla procedur wysokospecjalistycznych, dla wykonywania których szpital kliniczny jest powołany. Omawiamy też sytuacje sporne i wątpliwe – dla zagwarantowania bezpieczeństwa pacjentów, którzy będą przybywali do nas w przyszłości, a także dlatego, by pracowało się w tym miejscu i w szpitalu co najmniej znośnie. Chcielibyśmy przełamać złą passę polskich SOR-ów. Oby się udało.

Czy rzeczywiście samo zwiększenie liczby specjalistów medycyny ratunkowej załatwiłoby sprawę? Wątpię. Sprawa jest głębsza i o wiele bardziej skomplikowana. Czy nie warto powrócić do pomysłu: dołączyć SOR-y oraz oddziały obserwacyjne do centralnego finansowania systemu ratunkowego? Potwierdzam jednoznacznie kluczową konkluzję artykułu: „A żeby napór pacjentów zelżał, nie wystarczy reformować SOR-ów, potrzebna jest reforma całego systemu ochrony zdrowia”. W tym zakresie nie znamy nadal koncepcji, nie znamy nadal kierunku. System jest zdeformowany i bez jasnej wizji. Brakuje zwykłej odwagi, by wypracować koncepcję i ją próbować w sposób konsekwentny realizować.

DR HAB. MED. SZCZEPAN COFTA
WICEPREZES POLSKIEJ UNII SZPITALI KLINICZNYCH, P.O. KIEROWNIKA KATEDRY I KLINIKI PULMONOLOGII, ALERGOLOGII I ONKOLOGII PULMONOLOGICZNEJ UM W POZNANIU

Polityka 28.2024 (3471) z dnia 02.07.2024; Do i od Redakcji; s. 91
Reklama
Reklama