O Polityce

Nie tylko śląska ta godka

Polityka

Rozumiem, że red. Jan Dziadul jest wielkim fanem uznania śląskiej gwary za język regionalny, ale po co w tym celu zubażać język polski? W swoim tekście „Śląska godka” (POLITYKA 20) wymienia przykładowo 10 zaczerpniętych z niej wyrazów, których rzekomo nie zna ogólnokrajowa polszczyzna. W co najmniej trzech przypadkach nie ma racji. Słowo „kibel” znajdziemy w każdym polskim słowniku ortograficznym, a „gruba” według Słownika Języka Polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego ma u nas nawet dwa znaczenia. Używa się go nie tylko na określenie kopalni, ale też paleniska. Blisko z nim spokrewnione są „grób” i „grobla”, a wszystko to zapewne ma związek z niemieckim Grube – dół. Jeszcze ciekawszą etymologię ma słowo „wihajster”, które jest potocznym graficznym spolszczeniem niemieckiego zwrotu Wie heißt er? (Jak on się nazywa?), więc w zwykłych słownikach nie występuje, ale w „Słowniku wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” Władysława Kopalińskiego jak najbardziej. Notabene słowo to zdefiniowane jest tam nie jako „przycisk”, jak tłumaczy je Dziadul (ten Ślązacy nazwą raczej „kneflem”), ale jako „(drobny) przyrząd, narzędzie o nieznanej mówiącemu a. chwilowo przez niego zapomnianej nazwie”.

Wbrew sugestii autora nie są również typowo śląskimi słowa „godać/godka” czy „kajś”; to ostatnie spopularyzowane niedawno przez tytuł książki Zbigniewa Rokity. Oba znajdziemy w wielu gwarach polskich, a ja słyszałem je jeszcze niedawno na tak odległej od Śląska Lubelszczyźnie.

Podobnie wielce wątpliwy jest przywoływany przez autora argument prof. Jolanty Tambor, że tradycyjnie język rodzi się wraz z wydaniem w nim Biblii. To by znaczyło, że polszczyzna pojawiła się dopiero w wieku XVI, wraz z Biblią gdańską (Biblia królowej Zofii z 1455 r. obejmuje tylko Stary Testament i na druk czekała kilkaset lat). A przecież mamy wiele starszych niewątpliwie po polsku pisanych tekstów; choćby Bogurodzicę pochodzącą z XIII lub XIV w., datowane na ten sam okres Kazania świętokrzyskie czy nieznacznie tylko młodsze Kazania gnieźnieńskie.

Owszem, w naszej kulturze narodziny języka należy wiązać z tekstami religijnymi, ale takimi, które są (były) w powszechnym, codziennym użyciu, czyli modlitwami. Nawet tej najstarszej i najpopularniejszej, czyli pochodzącego z Ewangelii „Ojcze nasz”, dotąd na Śląsku w gwarze nie odmawiano. I raczej szybko to się nie zmieni, zważywszy że Kościół katolicki jest zdecydowanie niechętny śląszczyźnie w liturgii. W większości regionu, „rzykając” tę Modlitwę Pańską, od wieków posługiwano się klasycznym przekładem polskim księdza Jakuba Wujka, zaś w parafiach najbardziej zgermanizowanych – niemieckim. To samo dotyczy pozostałych części pacierza oraz przykazań i religijnych pieśni.

Zgoła inaczej rzecz ma się na Kaszubach, gdzie lokalna mowa, wraz z dostosowaną do niej pisownią, już od kilku stuleci powszechnie wykorzystywana jest w życiu religijnym. I właśnie dlatego – moim zdaniem – kaszubszczyznę można uznać za język regionalny, a śląszczyzny nie.

JÓZEF BEDNAROWSKI, TYCHY

Polityka 26.2024 (3469) z dnia 18.06.2024; Do i od Redakcji; s. 99
Reklama
Reklama