Lektura interesującej rozmowy Jacka Żakowskiego z amerykańską badaczką prof. Catherine Liu („Zamożni nigdy nie będą większością”, POLITYKA 41) nasunęła nam kilka refleksji:
1. Ostatnia dekada XX w. przyniosła światu obietnicę końca historii, postępującej demokratyzacji i wzrostu ekonomicznego. Dość szybko okazało się, że światowego raju nie ma i zapewne nie będzie. Ukazały się na ten temat setki artykułów naukowych i dziesiątki książek o przyczynach rozczarowania demokracją i odchodzenia od niej do autorytarnego populizmu. Jednego wyjaśnienia nie ma. I być nie może. Bo komplikacja, różnorodność i zmienność świata jest olbrzymia.
2. Zadziwia więc proste i monokauzalne, jednoczynnikowe wyjaśnienie, jakie podaje Catherine Liu. Jej zdaniem to wyłącznie wina egoizmu professional managerial class (PMC), jej poczucia wyższości, wynikającego z wykształcenia i czytania nieodpowiednich książek. Takich, w których „nosicielami zła przestali być pazerni bogacze wyzyskujący biedaków, a stali się leniwi biedacy folgujący swoim prymitywnym popędom”. PMC mówią więcej o uprzedzeniach niż nierównościach materialnych. Niewykluczone, że jest to professional deformation świata postrzeganego oczami ekonomistki.
3. Prezydent Obama to dla prof. Liu „wzorzec z Sevres PMC”, który rozpoczął „wojnę kulturową”. Nie tylko podkreśla, że doszedł do swojej pozycji własną ciężką pracą, ale dużo czyta. W dodatku jego ulubioną lekturą jest „Zabić drozda” (Harper Lee), którą umieścił w zestawie lektur szkolnych. Według Catherine Liu „za Obamy czytanie stało się politycznym fetyszem”, kolejnym rodzajem kulturowej przemocy i poczucia wyższości nad prostymi ludźmi, którzy nie czytają. Prezydent „opowiada, że tylko dzięki lekturze można się nauczyć empatii i stać się dobrym człowiekiem”, podkreśla rolę samorozwoju. Doprawdy to wielki grzech. A jednak nie tylko red. Żakowski chciałby mieć takiego prezydenta.
Zbyt proste jest to wyjaśnienie utraty zaufania do demokracji i „samozwańczej elity” (nie rozumiemy, dlaczego „samozwańczej”; czy nie ma już w USA wolnych wyborów?). Chyba rozmówczyni red. Żakowskiego mało zna społeczny świat, nie widzi tego, co budzi w ludziach grozę i niepewność; jakby nie czytała wyników badań nad tym, dlaczego ludzie wykształceni lepiej radzą sobie w demokracji i tolerują niepewność i różnorodność świata bardziej niż osoby o niskim poziomie wykształcenia. I chyba nie zna historii naszej ponadklasowej Solidarności. Wiemy, że klasa polityczna u nas szybko się alienowała od społeczeństwa, od wszystkich jej warstw, tworząc w końcu klasę dla siebie. Ale to już – jak napisałby Rudyard Kipling – zupełnie inna historia.
PROF. ADAM D. ROTFELD, UNIWERSYTET WARSZAWSKI
PROF. KRYSTYNA SKARŻYŃSKA, UNIWERSYTET SWPS