O Polityce

Książkobójstwo

W 33. numerze POLITYKI w artykule „Książkobójstwo” Tomasz Targański opisywał historie palenia bibliotek, umyślnych dewastacji i rozkradania archiwów.

Jestem emerytowanym geodetą i z paleniem ksiąg (rękopisów!, które według Bułhakowa nie płoną) spotkałem się, w czasie gdy byłem kierownikiem Pracowni Terenowej w Lubaniu Okręgowego Przedsiębiorstwa Geodezyjnego i Kartograficznego we Wrocławiu. Była to połowa lat 80. ostatniego wieku ubiegłego tysiąclecia. W ramach zadań powierzonych przez Główny Urząd Geodezji i Kartografii pracownie, takie jak nasza i mające siedziby w byłych miastach powiatowych, prowadziły ewidencję gruntów i budynków na terenie swojej działalności odpowiadającej w przybliżeniu terenowi zlikwidowanego powiatu. We wspomnianym czasie otrzymaliśmy pismo jeleniogórskiego geodety wojewódzkiego nakazujące kierownikom Pracowni fizyczne zlikwidowanie wszelkich pozostałych jeszcze poniemieckich dokumentów katastralnych, podpowiadając „spalenie ich w lokalnej kotłowni”. Była to pewnie próba zamknięcia drogi roszczeń ze strony fali emigrantów śląskich i opolskich. Dokumentacja katastralna (kataster pruski) składała się z części graficznej (mapy) i części opisowej (matrykuły i księgi parcel). Datowana była rokiem założenia 1864 i była na bieżąco aktualizowana do 1944. Po 1945 r. była tylko balastem szaf, a w roku 1964 została zastąpiona pomiarem stanu władania, co miało być synonimem „ewidencji gruntów i budynków”.

Nie wiem, jaki los w innych pracowniach spotkał te niewinne księgi, zapisywane przez 80 lat przez pokolenia urzędników kaligraficznym pismem; gdy po latach wspomniałem tę akcję koledze, będącemu wówczas geodetą wojewódzkim, nic nie pamiętał! A ja nie odczuwam wstydu za jeszcze jedno nieposłuszeństwo.

KRZYSZTOF KROCHMALSKI

Polityka 35.2023 (3428) z dnia 22.08.2023; Do i od Redakcji; s. 91
Reklama
Reklama