Żegnamy cesarza felietonu
Czytelnicy, słuchacze i przyjaciele wspominają Daniela Passenta
Hanny Krall liścik do DP
Danuś, słuchaj, chcę o Tobie napisać, a pomysłu nie mam. Janek Bijak coś by mi podpowiedział. Albo Michał Radgowski, albo Wróbel. Nie ma ich, Danuś, i nie ma kogo spytać o radę.
Z Jankiem plotkowaliśmy o Tobie – dawno temu, w Krynicy, jak już na wózku się poruszał. Opowiadał, że kiedy wróciłeś do redakcji – z Chile czy skądś, i przyszedłeś pierwszy raz na zebranie, to niepokoił się, czy będziesz na temat mówił. Czy obciachu nie zrobisz dawnym kolegom. Niepotrzebnie się niepokoił. Na temat mówiłeś od razu, od pierwszego zebrania.
Co do mnie, to przychodzą mi do głowy zdarzenia wyłącznie nie na temat. Na przykład sklep Desy, w którym oglądaliśmy drewniane szkatułki ozdobione monetami. Na monetach były gwiazdy, cyfry i napis Litzmannstadt, były to pieniądze z getta łódzkiego. Spytałam, czy pamiętasz monety z warszawskiego getta, powiedziałeś: – Byłem dzieckiem i żadnych pieniędzy do ręki mi nie dawali. Powiedziałeś to dość głośno i sprzedawczyni obrzuciła Cię krótkim, uważnym spojrzeniem. – Nie lubię takich spojrzeń – powiedziałeś na ulicy, z niechęcią, niewspółmierną do błahego przecież zdarzenia.
Pisze mi Agata, że było Ci przykro, bo mi kiedyś przykrość zrobiłeś. Wiem, kiedy i co miałeś na myśli. Daj spokój, Danuś. Każdy z nas mógł paru rzeczy w życiu nie napisać. Nie myśl o tym.
Opowiadał mi Julek Rawicz, że byliście sąsiadami podczas wojny, gdzieś pod Płońskiem. Mama prosiła go, żeby się z Tobą bawił i Cię rozśmieszał, bo zawsze byłeś jakiś smutny. Ciekawe, czy mu się udało Cię rozweselić? Tobie się udawało. Rozweselałeś nas przez wiele lat i przy różnych okazjach.
Patrzę na nasze zdjęcie. Ty, ja i Agnieszka. Siedzimy na podłodze – u Rakowskiego na Mazurach.