Kilka tygodni temu sformułowałem list otwarty, zawierający zarzuty pod adresem polskiego rządu, premiera, prezydenta oraz posłów i senatorów – ludzi odpowiedzialnych za stanowienie i przestrzeganie praw obywatelskich. Oskarżyłem w nim wyżej wymienionych o brak odpowiedzialności za los niezależnych twórców kultury, którzy nie są zatrudnieni na etatach i nie prowadzą działalności gospodarczej, a utrzymują się – tak jak ja – jedynie z sezonowych i doraźnych imprez kulturalnych, których są autorami i wykonawcami. (...)
Mniej więcej w tym samym czasie wysłałem e-mail do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z prośbą o wskazanie sposobu na przeżycie kolejnych dni, ponieważ decyzją administracyjną, wprowadzającą zakaz gromadzenia się, a następnie wstrzymanie działalności bibliotek i ośrodków kultury, zostałem pozbawiony możliwości zarobkowania i utrzymania rodziny (samotnie wychowuję dwie nastoletnie córki).
W odpowiedzi (po kilkudziesięciu dniach oczekiwania) przysłano mi wzór formularza, w którym mogłem wnioskować o przyznanie wsparcia finansowego z Funduszu Promocji Kultury – bo ponoć takowy istnieje. Wypełniłem go zgodnie z instrukcją, szczegółowo opisując sytuację, w której się znalazłem, wskazując swój dotychczasowy dorobek literacki i kulturalny, chwaląc się dwoma nagrodami prezydenta miasta „za upowszechnianie kultury”, spowiadając się z zeszłorocznego dochodu, a także podając kwotę „utraconych korzyści finansowych”, czyli mówiąc po ludzku – spodziewanych przychodów, które mógłbym osiągnąć bez pomocy państwa polskiego, pracując uczciwie w pierwszej połowie bieżącego roku. Wysłałem.
Na konkrety przyszło mi czekać dobre 4–5 tygodni. Ale nie myślcie, że otrzymałem odpowiedź. Co to to nie!