Po raz pierwszy usłyszałam o pedofilii w Kościele, kiedy ujawniono skandal w archidiecezji bostońskiej; na czele której stał kard. Bernard Law. Odebrałam to wówczas jako nagonkę na Kościół i w jego obronie napisałam do lokalnej gazety w Springfield.
W 1982 r. wraz z rodziną i grupą Polaków poznałam osobiście ówczesnego biskupa Lawa – na wigilii Bożego Narodzenia zorganizowanej dla Polaków w Springfield Missouri łamałam się z nim opłatkiem i muszę wyznać, że był to wspaniały kapłan i człowiek, który, jak nam wyznał, był przyjacielem i wielbicielem Jana Pawła II.
Innym razem zaproszeni byliśmy do rezydencji biskupa na obiad; poprosił nas wówczas, abyśmy nauczyli go śpiewać po polsku „Sto lat”, gdyż chciał zaśpiewać papieżowi na uroczystości jego urodzin w Watykanie. Biskup Bernard Law miał bardzo przyjemną osobowość, którą zachwycał nas wszystkich, Polaków.
Nieco później, kiedy sprawy pedofilii w Kościele zaczęły być szerzej opisywane, kiedy uwierzyłam, że to wcale nie bezpodstawne ataki, poczułam się zawstydzona, że w dobrej wierze broniłam czegoś, co okazało się przestępstwem. (...) Wierzę, że kard. Bernard Law, przenosząc księży pedofilów z jednej parafii do drugiej, chciał bronić dobrego imienia Kościoła, jednak ukrywając przestępców, stał się również przestępcą. Kardynała przeniesiono do Watykanu; został archiprezbiterem patriarchalnej Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. W watykańskiej prasie czytałam później, że po kilku dniach sprawowania władzy papieskiej Franciszek odwiedził tę Bazylikę i nakazał kardynała z niej usunąć.
Wygląda więc na to, że Bernard Law cieszył się uznaniem i autorytetem w Watykanie za czasów Jana Pawła II, skoro zamiast kary dostał Bazylikę we władanie.
ANNA JĘDRZEJEWSKA, SPRINGFIELD, LUBLIN