Karolina Głowacka i Marcin Rotkiewicz w artykule „Nie dla E” (POLITYKA 6) w sposób nierzetelny ocenili moją opinię dla Najwyższej Izby Kontroli dotyczącą potencjalnych zagrożeń dla zdrowia Polaków związaną ze spożyciem dodatków do żywności, tzw. E. Po pierwsze, NIK zlecił mi wykonanie analizy na podstawie przesłanych do wglądu materiałów pokontrolnych dotyczących zawartości E w prawie 3 tys. produktów spożywczych obecnych na naszym rynku oraz raportów Instytutu Żywności i Żywienia na temat spożycia E w dziennych racjach pokarmowych w różnych grupach wiekowych Polaków. Natomiast to zlecenie polegało na przygotowaniu dla NIK mojej oceny, a nie publikacji poglądowej (w której niezbędne jest podanie piśmiennictwa) na temat wpływu E na zdrowie człowieka. Po drugie, na podstawie uzyskanych danych, które jednoznacznie wskazują, że istnieją znaczne przekroczenia w spożyciu E szczególnie u dzieci i młodzieży, nawet o 300 proc. wartości dopuszczalnych ADI, oceniłem, że istnieje zwiększone ryzyko dla zdrowia, do czego nie odnoszą się autorzy tekstu. Ignorują także informacje, że te przekroczenia u dzieci mogą wywoływać poważne reakcje alergiczne w związku ze znanym powszechnie faktem, że szereg dodatków E zaliczono do tzw. pseudoalergenów (szczególnie barwniki). Warto przy tym przeanalizować fakt, iż alergia jest chorobą, która w ostatnich latach lawinowo rośnie w populacji młodych Polaków. Po trzecie, dziennikarze nie podają zawartej w mojej opinii informacji, że w naszym kraju stosuje się często co najmniej kilka–kilkanaście różnych dodatków E w jednym produkcie, a ocena wpływu takich produktów na zdrowie jest praktycznie niemożliwa, gdyż takie konglomeraty mogą tworzyć przecież następne związki – a więc, co mamy badać?