Słowa niecenzuralne
Słowa niecenzuralne. Jak się zmieniał nasz język: od „Psów” do Maty
W listopadzie 1992 r. język polskiej kultury popularnej utracił cnotę. Owszem, wulgaryzmy przenikały do nas w półamatorskich przekładach dialogów z amerykańskich filmów sensacyjnych dostępnych na VHS, ale to kinowa premiera „Psów” Władysława Pasikowskiego okazała się w tej dziedzinie przełomem. Choćby scena, w której Franz Maurer i „Nowy” otwierają drzwi pokoju w Hotelu Europejskim i znajdują nie tę osobę, której szukali („Kur…, kim jesteś? Kur…ą, a wy?”), pozostanie w tej sferze symboliczna, podobnie jak sam tytuł – wykorzystujący pejoratywne, potoczne określenie policji.
Kiedy Wajda mówił, że Pasikowski wie o polskim widzu coś, o czym on sam nie miał pojęcia, musiał mieć na myśli także dosadność tej opowieści, w której na ekranie widownia usłyszała język ulicy. Samo tylko słowo na „k” padło w nim, jak wyliczono, 55 razy. Były na ten język skargi, ale po okresie cenzury i autocenzury obyczajowej nieodwołalnie przesunął granicę tego, co w naszym kinie wolno.
Kilka miesięcy po premierze „Psów” powstała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, nowy organ nadzoru nad mediami publicznymi. I o tym, że nie wszyscy byli na takie językowe poluzowanie obyczajów przygotowani, świadczyły przez lata napływające od widzów i słuchaczy do KRRiT skargi. W znacznej mierze dotyczyły nadawania audycji lub filmów zawierających wulgaryzmy w tzw. czasie chronionym, czyli przed godz. 23. I tak w 2000 r. Canal+ musiał zapłacić karę za emisję „Malarii” Spike’a Lee, dwukrotnie – i to zbiorowo – widzowie interweniowali przy okazji emisji w TVP filmu „Kariera Nikosia Dyzmy” w reż. Jacka Bromskiego oraz serialu „Świat według Kiepskich” w Polsacie.