Widząc swoje dziecko ze wzrokiem wbitym w ekran, w słuchawkach na uszach i dłońmi przyklejonymi do klawiatury, konsoli lub telefonu, rodzice zaczynają się niepokoić. I mają powody: w 2018 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wpisała nałogowe zajmowanie się grą na komputerze na listę Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-11. Umieściła je w grupie uzależnień behawioralnych, czyli takich, które dotykają m.in. alkoholików, narkomanów, hazardzistów czy zakupoholików.
Z badań zleconych w 2019 r. przez Urząd Komunikacji Elektronicznej wynika, że w gry gra 75,6 proc. dzieci w wieku 7–15 lat. I jest to ulubiony przez nie sposób zagospodarowania wolnego czasu: 42,9 proc. spędza w ten sposób od ½ do 2 godz. dziennie, co dziesiąte od 2 do 3 godz., a są i takie – na szczęście to niewielki odsetek – które tę barierę przekraczają. Często zarywając w tym celu noce. W dodatku z czasem liczba godzin rośnie.
Problemów, które z tego wynikają, jest wiele. Na poziomie fizjologicznym dochodzi do niedoboru melatoniny – niebieskie światło ekranów to dla organizmu sygnał, że wciąż jest dzień, więc nie musi jej jeszcze produkować. To pogłębia zaburzenia snu, a w dalszej perspektywie prowadzi do spadku odporności (bo zmęczone ciało nie potrafi odpowiednio się bronić przez wirusami czy bakteriami). W nadmiarze za to pojawia się kortyzol, czyli hormon stresu. A on odpowiada za metabolizm węglowodanów i tłuszczów, produkcję energii z aminokwasów, dystrybucję tłuszczu i regulację poziomu cukru we krwi. Jego nieodpowiedni poziom może prowadzić do poważnych chorób. Cierpią oczywiście oczy zmuszane do zbyt wielkiego długotrwałego skupienia oraz uszy wystawione na zbyt głośne dźwięki.
Na poziomie społecznym granie wiąże się z izolacją, a ona prowadzi do coraz większych kłopotów w relacjach z innymi.