Można zaryzykować opinię, że konkursy artystyczne na stałe wpisały się już w krajobraz polskiego i światowego rynku sztuki. Przyglądając się ich historii, ale też i bardzo różnym strategiom wyboru najlepszych prac, zauważyć można jedną prawidłowość – wszystkim przyświeca cel, aby w szerokim polu sztuki wskazać takie zjawiska i praktyki artystyczne, które najpełniej opisują problemy współczesności.
Jak każde przedsięwzięcie, w którym dokonuje się selekcji, także konkursy artystyczne znajdują się niekiedy w ogniu krytyki. To z jednej strony jak najbardziej naturalne zjawisko w sytuacji, kiedy chodzi o „wybór”, szczególnie w tak prężnym i pięknie różniącym się środowisku artystycznym. Z drugiej zaś kontestujący głos publiczności i obserwatorów może być konstruktywną metodą odświeżenia konkursowych formuł. Co jakiś czas pojawiają się też skrajne opinie, że konkursów jest w ogóle za dużo, a nadmiar nie może przekładać się na jakość. Oliwy do ognia dolewają statystyki – liczba uczestników konkursów z roku na rok systematycznie rośnie.
Oczywiście sama formuła konkursu kojarzy się z różnymi odcieniami konfrontacji: z bezpośrednim kontaktem z konkursowym jury, z opinią publiczności, z nerwowym oczekiwaniem na wybór najlepszego kandydata. Czy jednak konkurs artystyczny to brutalna arena zmagań poszczególnych jego uczestniczek i uczestników? Czy polega głównie na rywalizacji? Wszak można powiedzieć, że umiejętność wsłuchania się w tematy aktualne, skuteczna autoprezentacja, mniej lub bardziej bliska forma dialogu z odbiorcą wpisane są w naturę twórczości w ogóle. Takie podejście do formy konkursowej naprawdę nie różni się zbytnio od doświadczeń codziennego życia. Czy konkursem nie jest bowiem rozmowa o pracę, egzamin praktyczny na studia, spotkanie z kontrahentem?