Nie ma pokoju między narodami bez pokoju między religiami. Ta idea przyświeca kolejnym papieżom w Kościele rzymskokatolickim od czasu odnowicielskiego II Soboru watykańskiego (1962–65). Rozwija ją obecny papież Franciszek, ale w jej duchu działali także św. Jan Paweł II i jego następca Benedykt XVI, uważany za bardziej konserwatywnego od papieża Wojtyły.
Za, a nawet przeciw dialogowi z islamem
Brzmi dobrze. Pytanie jednak, dlaczego list nie wymienia judaizmu, to przecież też religia Księgi; dlaczego już po liście egipski związek lekarzy ogłosił zakaz przeszczepiania narządów pobranych od muzułmanów pacjentom chrześcijanom i vice versa? Tę segregację chorych według wyznawanej wiary związek lekarzy usiłował tłumaczyć potrzebą ochrony biednych muzułmanów przed bogatymi chrześcijanami.
Przewodniczący Papieskiej Rady Dialogu Międzyreligijnego, francuski kardynał Jean-Louis Tuaran, wkrótce potem w wywiadzie dla katolickiego pisma „La Croix” oświadczył, że powątpiewa, czy z islamem da się prowadzić dialog teologiczny, skoro nie akceptuje on jakichkolwiek dyskusji o Koranie, gdyż uważa go za księgę podyktowaną słowo po słowie przez Boga. Ta uwaga hierarchy, skądinąd weterana watykańskiej dyplomacji, wywołała negatywne reakcje wśród muzułmanów.
Jeden z sygnatariuszy listu, teolog Aref Ali Najed, związany z Uniwersytetem Cambridge, podkreślił, że nie ma przeszkód, by muzułmanie zajmowali się historyczną i lingwistyczną egzegezą Koranu. Najeda poparł jezuita Daniel Madigan: wśród chrześcijan wciąż pokutuje przesąd, że muzułmanie nie chcą lub nie potrafią interpretować Koranu; tymczasem takich muzułmańskich interpretacji nie brakuje, choćby w kluczowej dziś kwestii stosowania siły. Jedni muzułmanie wyczytują z Koranu usprawiedliwienie przemocy, drudzy wprost przeciwnie.