Jako obywatel USA jestem przerażony – mówił o prezydenturze Trumpa słynny politolog Francis Fukuyama w wywiadzie dla magazynu „Esquire”. – Ale jako politolog jestem zachwycony. Pojawienie się kogoś takiego jak Trump to eksperyment, w którym testujemy teorię w praktyce. Na żywym organizmie sprawdzamy, jak silne są instytucje demokratyczne w USA, czy w praktyce działa zasada trójpodziału władz i równowagi między nimi”.
Początki testu wydawały się obiecujące. Kiedy kilka dni po objęciu urzędu Trump wydał dyskryminacyjne – czy jak powiedzą niektórzy rasistowskie – rozporządzenie o zakazie wjazdu do Ameryki dla obywateli kilku krajów muzułmańskich, sędzia federalny z Honolulu Derrick Watson zablokował je jako potencjalnie niezgodne z konstytucją.
Ameryka jest jednym z niewielu krajów świata, w których takie rzeczy są możliwe. Prowincjonalny sędzia może podważyć i zamrozić decyzję prezydenta (np. do czasu, kiedy sprawa zostanie definitywnie rozstrzygnięta prawomocnym wyrokiem). Czy może się zdarzyć, że polski prezydent czy premier wydaje jakieś szokujące rozporządzenie, ale zostaje ono zablokowane przez sędziego rejonowego z Łomży? Niestety, jest to pytanie retoryczne.
Przez dwa lata Robert Mueller, były szef FBI, prowadził śledztwo w sprawie domniemanych wykroczeń lub przestępstw, których w kampanii wyborczej mogli się dopuścić ludzie ze sztabu Trumpa lub on sam. Głównie chodzi o rzekomą zmowę z przedstawicielami obcego mocarstwa, tzn. Rosji, ale również o to, czy Trump – już jako prezydent – nadużywał władzy, żeby utrudnić czy uniemożliwić wyjaśnienie sprawy.
Wprawdzie Trump nieustannie wściekał się na Twitterze i nazywał śledztwo „polowaniem na czarownice”, ale był bezradny.