AGNIESZKA SOWA: – Podobno smog zabija rocznie 19–48 tys. Polaków. Skąd taka rozpiętość? I skąd to wiemy?
BOLESŁAW SAMOLIŃSKI: – Porównuje się na przykład liczbę zgonów rocznie w populacji ze wschodniej Polski i Śląska. Na podstawie tego, że w drugiej jest ich więcej i dotyczą osób w młodszym wieku, a zanieczyszczenie powietrza jest wielokrotnie wyższe, można już wysnuć wnioski. Metodologia wyliczania jest bardzo skomplikowana, oparta na najnowocześniejszych narzędziach analitycznych, modelowaniu wielu danych.
Co do umieralności: 19 tys. to szacunki NFZ i Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju. A 48 tys. – dane z opracowania Europejskiej Agencji Środowiska (ang. European Environment Agency, EEA). Ja raczej daję wiarę wyliczeniom EEA. W skali całego świata, według szacunków WHO, w 2012 r. zanieczyszczenie powietrza było odpowiedzialne za 7 mln przedwczesnych zgonów, czyli 12,5 proc. wszystkich. Szacuje się, że aerozole atmosferyczne skracają życie mieszkańca Unii Europejskiej o 8 miesięcy, a statystycznego Polaka o 10, bo u nas stężenia są wyższe. Zatem liczba przedwczesnych zgonów w Polsce przypisywanych zanieczyszczeniom powietrza jest jedną z najwyższych wartości wśród 41 krajów europejskich, dla których były prowadzone takie szacunki.
Co nam szkodzi najbardziej i w jaki sposób?
W rejonach podmiejskich, w Małopolsce i na Śląsku mamy wysoki poziom benzo(a)pirenu – to produkt spalania węgla. W wielkich miastach, gdzie jest intensywny ruch samochodowy, dominuje zanieczyszczenie dwutlenkiem azotu.
Człowiek przepuszcza przez płuca od 10 do 20 tys. litrów powietrza na dobę. Duże cząsteczki osadzają się w nosie, powodując nieżyty, także gardła, czy zapalenie zatok.