Gatunek science fiction nie należy do wyrafinowanych artystycznie i z trudem wytrzymuje próbę czasu. Arcydzieło Kubricka to pod każdym względem wyjątek. W przeprowadzonym przez brytyjski miesięcznik „Sight and Sound” plebiscycie z okazji 100-lecia kina międzynarodowe środowisko złożone z krytyków, dystrybutorów, programerów festiwalowych i twórców umieściło je w pierwszej dziesiątce filmów wszech czasów. W rankingach najlepszych tytułów gatunku nieodmiennie plasuje się na samym szczycie.
Studia i śledztwa
Widowisku naszpikowanemu mitologicznymi tęsknotami poświęcono z okazji 50-lecia dziesiątki analiz, wywiadów, jeszcze raz prześwietlono niemal każdy szczegół pojawiający się na ekranie. Zmarły 19 lat temu reżyser, o którego inteligencji i nieprzeciętnej wiedzy krążą do dziś legendy, w wywiadach udzielanych zaraz po wejściu filmu do kin sam ustawił interpretacyjną poprzeczkę najwyżej, jak się dało. Mówił o zaczerpniętej z „Tako rzecze Zaratustra” Friedricha Nietzschego koncepcji ludzkości jako jedynym przejściowym gatunku – wystarczająco inteligentnym, by zrozumieć swoje zwierzęce pochodzenie, ale jeszcze nie do końca ucywilizowanym. Powoływał się na Junga, gdy roztaczał perspektywę kontaktu z zaawansowanym pozaziemskim życiem. Pod koniec lat 60., gdy Neil Armstrong stawiał „mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”, wywoływało to niemal efekt traumatycznego szoku kulturowego, odzierając z przytulnego etnocentryzmu i niwecząc iluzję, że stanowimy centrum Wszechświata. Podkreślając realizm i wysokie prawdopodobieństwo sytuacji ukazanych na ekranie, Kubrick chętnie też wdawał się w dyskusję na temat przyszłości nauki. Lubił powtarzać, że szczególna teoria względności Einsteina wcale nie oznacza, że odkryliśmy już wszystkie najgłębsze tajniki wiedzy na temat praw fizyki rządzących kosmosem.