To coś jest asteroidą albo kometą, albo jeszcze czymś innym; do końca bowiem nie wiadomo. Oficjalna nazwa obiektu, ustalona przez Międzynarodową Unię Astronomiczną, to 1I/2017/U1. W tym tajemniczym symbolu ważny jest pierwszy człon, czyli 1I – oznacza on, że ciało to jest pierwszym zidentyfikowanym międzygwiezdnym obiektem (1Interstelar), który przybył do naszego Układu. Jednak wkrótce po odkryciu gwiezdnego gościa utrwaliła się jego inna nazwa, bardziej popularna i własna, a mianowicie Oumuamua. Słowo to w języku rdzennych Hawajczyków oznacza posłańca, który przybywa pierwszy. Po hawajsku brzmi to mniej więcej tak: Oh–MOO–ah–MOO–ah.
Jak grom z nieba!
Dokładnie tak – jak grom z nieba – Oumuamua wpadła w Układ Słoneczny po bardzo odchylonej orbicie hiperbolicznej (żadne ciało obserwowane dotychczas nie miało tak dużego mimośrodu orbity), z ogromną prędkością niemal 30 km/s, po czym, gdy zbliżała się do Słońca, coraz bardziej przyspieszała, aż w końcu osiągnęła szybkość 87,3 km na sekundę. Zakręciła w okolicy naszej gwiazdy, po czym dalej po hiperboli ruszyła w głąb Układu, mijając po drodze kolejne planety. Astronomowie mają pewność, że przyleciała z kosmosu i że jest obca. Po raz pierwszy zidentyfikowali takie ciało i przeprowadzili jego dość dokładne obserwacje. To doniosłe odkrycie.
Początkowo uznano, że to międzygwiezdna kometa, a potem, że raczej asteroida, ponieważ nie przejawia typowej aktywności kometarnej. Ma powierzchnię stadionu piłkarskiego, ale dość dziwny kształt; jest bardzo wydłużona i przypomina gigantyczne kosmiczne cygaro. Jej długość to ok. 400 m, a szerokość – nie więcej niż 40 m. Wygląda trochę jak pocisk. Podobnych ciał w Układzie Słonecznym nie odkryto. Ma ciemnordzawą barwę.