7 lutego 2018 r. pozycje Syryjskich Sił Demokratycznych (szerokiej koalicji, której wiodącą siłą są Kurdowie) zostały zaatakowane przez zgrupowanie wojsk rządowych. Amerykańscy oficerowie łącznikowi przydzieleni do oddziałów opozycyjnych wezwali wówczas wsparcie lotnicze. Samoloty wykonały zadanie, powstrzymując działania zaczepne wojsk al-Asada i zadając im znaczne straty. W całym wydarzeniu nie byłoby niczego – jak na standardy syryjskiej wojny domowej – niezwykłego, gdyby nie doniesienia medialne o śmierci rosyjskich „specjalistów” wchodzących w skład oddziałów reżimowych. Byli oni członkami tak zwanej „grupy Wagnera” (w rosyjskim slangu nazywanych „muzykantami” lub „ichtunietami” od słów ich tu niet – ich tu nie ma). Dało to asumpt do rozważań o roli płatnych niepaństwowych kombatantów czy też po prostu najemników, nie tylko we współczesnych wojnach, ale szerzej – we współczesnej polityce międzynarodowej. W ciągu ostatnich trzech dekad doszło bowiem do fundamentalnych zmian w charakterze konfliktów zbrojnych. Z jednej strony wojna, będąca wcześniej domeną państw, przekształciła się w konfrontację toczoną przez najrozmaitsze siły, ugrupowania i organizacje niepodlegające władzy państwowej. Z drugiej zaś również same państwa, nawet gdy są w starcie faktycznie zaangażowane, coraz chętniej posługują się nie swymi siłami zbrojnymi (na których utrzymanie wydają miliardy), lecz formalnie działającymi na własny rachunek najrozmaitszymi kondotierami. Stan taki, nazywany często „postwojną”, doprowadził do skokowego wzrostu znaczenia najemników – prawdziwych „psów postwojny”.
Przylot gęsi
Najemnictwo jest fachem starym jak wojna, a że ta towarzyszyła rodzajowi ludzkiemu niemal od początku, płatny miecz może rywalizować z płatną miłością o miano najstarszego zawodu świata.