Unia Europejska jest dziś smagana z każdej niemal strony. Zachodnioeuropejskie ruchy populistyczne zrobiły sobie z niej chłopca do bicia, symbol dominacji odrealnionych elit nad uciskanym ludem. Środkowoeuropejscy populiści malują ją jako ostoję duchowej zgnilizny, która próbuje zniszczyć ostatnie kotwice tradycyjnej moralności. Myliliby się jednak ci, którzy sądzą, że krytyka Unii to znak rozpoznawczy wyłącznie populistów – eurosceptycyzm stał się domeną nawet liberałów i centrystów.
Brytyjski filozof, politolog i publicysta John N. Gray mówi o tym, że rozszerzona Unia jest niewydolna, a pogląd o możliwości ścisłej integracji dwudziestu ośmiu państw to fantazja. Francuski historyk, filozof i socjolog Marcel Gauchet twierdzi, że Europa jest dziś moralną, duchową i intelektualną ziemią niczyją. Wielki amerykańsko-brytyjski historyk Tony Judt napisał całą książkę, w której rozprawia się z „europejskim złudzeniem”. Uważa, że nie ma na Starym Kontynencie szansy na obejście państwa narodowego, a projekty ścisłej integracji politycznej muszą spalić na panewce.
Bułgarski politolog, analityk i publicysta, współzałożyciel think tanku Europejska Rada Spraw Zagranicznych Ivan Krastev pisze o końcu Europy, która pod wpływem kryzysu strefy euro i migracyjnego ostatecznie utraciła możliwość sprawnego działania, a wewnętrzne podziały skazują ją na porażkę. Stosowane przez niego od lat porównania Unii do imperium austro-węgierskiego (w epoce upadku, rzecz jasna) i Bałkanów w przededniu wojny brzmią alarmująco. Także polski filozof polityki i historyk idei Marcin Król mówi o „Europie w obliczu końca”, który ma być wynikiem skomplikowanych kulturowych procesów przejawiających się w spadku znaczenia religii (i odwróceniu Kościoła od świata), rozwoju nacjonalizmu, a także uczynienia z przyjemności głównej wartości życia współczesnego człowieka.