Sekularyzacja dotyka przede wszystkim społeczeństw europejskich typu zachodniego. Ale ostatnio i w nich obserwujemy powrót sacrum. W Niemczech chrześcijanie chcą krzyży w urzędach, żydzi chcą nosić kipy mimo ostrzeżeń przed atakami antysemickimi, muzułmanki coraz częściej chodzą w chustach, jak każe im islam. Życie religijne rozkwita także w USA, bastionie demokratycznego kapitalizmu. W Chinach komuniści tolerują taoizm, buddyzm, chrześcijaństwo, islam. W Rosji Władimir Putin dokłada starań politycznych i finansowych, aby prawosławiem wypełnić pustkę ideologiczną po marksizmie-leninizmie.
Krytycy ogólnej teorii sekularyzacji zyskują dziś nowe argumenty. Uważają oni, że radykalna sekularyzacja jest mitem. Nigdy jej nie było i nie będzie. To, że ludzie nie praktykują, nie znaczy, że nie wierzą w taki czy inny sposób. Puste kościoły i niska frekwencja w obrzędach nie wykluczają wcale, że wielu ludzi wciąż wierzy w Boga i ma duchowe potrzeby, na które odpowiedź znajdują w religii. Wobec tego należy się raczej zastanawiać nie nad tym, kiedy religia całkowicie zniknie, ale nad tym, jakie są relacje między religią, niewiarą i świeckością. I co z tego wynika.
Religijna mapa postkomunizmu
W pokomunistycznej Europie religia – przede wszystkim chrześcijaństwo i islam – staje na nogi. Spektakularnym przykładem jest Albania. Przez długie lata odcięta od świata, jak komunistyczna Korea, wyniszczała religię politycznie i fizycznie. Rządzący komuniści ogłosili Albanię pierwszym na świecie krajem ateistycznym, całkowicie wolnym od religii. Dziś odradza się tam tradycyjny islam i chrześcijaństwo. Przetrwały represje w głębokim podziemiu. Papież Franciszek uznał Albanię za wzór harmonijnego współistnienia wiar religijnych, gdy ją odwiedził w 2014 r.