Jest, ruch ciała, spojrzenie, mimika. Nawet osoby pozbawione słuchu czy mowy potrafią się komunikować. Człowiek ma wiele sposobów, by wyrazić to, co myśli i czuje. Swoistą drogą komunikacji jest sztuka. Bez jednego wszakże współcześnie ludzkość obejść się nie może: bez słów. One są istotą tego gatunku, filarem jego sukcesu ewolucyjnego i podstawą cywilizacji. Prawdopodobnie bez słów, którymi posługują się najbardziej twórcze umysły, nie byłoby wielowiekowego pochodu imponujących wynalazków. Ale też bez słów nienawistnych i wykluczających nie byłoby aż takich wojen, aż tak masowych mordów, aż takiej żądzy burzenia, niszczenia. Bez słów kłamliwych nie zagnieździłyby się na ziemi zbrodnicze reżimy, zniewalające łgarstwem i propagandą umysły milionów ludzi. Jednym z prawdziwszych zdań w dziedzictwie kulturowym ludzkości jest to, że „na początku było Słowo”. Jest ono zawsze na początku istotnych wydarzeń i procesów społecznych.
Język polski, w zależności od słownika, który go kodyfikuje, liczy od ok. 60 tys. do nawet 140 tys. słów, a wziąwszy pod uwagę wszystkie formy fleksyjne czy nazwy własne, doliczylibyśmy się 350 tys. (Dla porównania: angielszczyzna w Wielkim słowniku oksfordzkim daje do dyspozycji 300 tys. pojęć i terminów, Hiszpanie obliczają się na 90 tys.).
Naukowa obserwacja polszczyzny nie niesie jakichś szczególnych powodów do nerwowości. Zważywszy, że w okresie międzywojennym 80 proc. obywateli Rzeczpospolitej posługiwało się niepolskimi językami etnicznymi albo mówiło którąś z licznych gwar, obecna powszechna biegłość w używaniu polskiej mowy, mniej lub bardziej zbliżonej do urzędowej i literackiej, robi wrażenie.
Badacze zwracają jednak uwagę na pewne niepokojące zjawiska. Niezrównany prof. Jan Miodek w swym eseju zamieszczonym w zbiorowej pracy „Polska.