Uniwersytet europejski, mimo pozornej ciągłości, ulegał głębokim przekształceniom. Dlatego zasadne jest pytanie, którą z historycznych form tej instytucji mamy uznać za wzorzec do porównań. Zwłaszcza że przyglądając się jego najnowszym postaciom, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że płodzi on potomstwo z przypadkowymi, choć majętnymi, partnerami – przemysłem, biznesem i nowymi mediami.
A powstał uniwersytet w średniowiecznych miastach Europy jako gildia (universitas) nauczycieli i studentów (magistrorum et scholiarum). Najistotniejszą konsekwencją jego cechowych początków jest dokumentowanie ukończenia studiów nadaniem powszechnie uznawanego stopnia (licentia), który uprawniał do wykonywania zawodu lub nauczania. W starożytności, trzeba to powiedzieć od razu, dyplomów nie było.
Możliwość porównania komplikuje ponadto brak ciągłości między uniwersytetem średniowiecznym i nowoczesnym. Ten ostatni narodził się na początku XIX w. w Niemczech i stanowił rewolucyjną innowację zbudowaną na idei ścisłego połączenia badań naukowych i nauczania oraz seminarium jako głównym miejscu kształcenia. Jako miejsce badań uniwersytet nowoczesny zajmował się wytwarzaniem nowej wiedzy, jako ośrodek edukacji – jej porządkowaniem, przechowywaniem i przekazywaniem, wreszcie jako miejsce socjalizacji – kształtowaniem charakteru młodych ludzi, których nie obejmował już obowiązek szkolny. W drugiej połowie XX w. uległ przeobrażeniu, porzucając ideę kształtowania charakteru poprzez uprawianie nauki na rzecz reguły komercyjnych, kapitalistycznych przedsiębiorstw, w których dokonuje się „transferu wiedzy” w ramach „świadczenia usług edukacyjnych” oraz „fabryk innowacji” szukających praktycznego zastosowania wyprodukowanej wiedzy we współpracy z gospodarką.